Foto zmiany

Losowy album

Zostań współautorem !

Napisz do nas


Nasze Statystyki Odwiedzin
Hasło - sprawdzam
stat4u

Straż nocna


Warta nocna, wiejska, gromadzka
Warty wiejskie, nocne, obywatelskie, jakby je nie nazywano, były po prostu stałą formą ochrony bezpieczeństwa ludzi i mienia. Chroniły przed złodziejami, ale przede wszystkim przed „czerwonym kurem”, zachowując czujność i alarmując w przypadku pojawienia się ognia. Warto przypomnieć, że domy w tamtym czasie i długo potem najczęściej kryte były słomą, a zabudowa wsi zwarta.
W czasach Austro-Węgier były przeprowadzane nawet kontrole CK. Żandarmerii, czy straż sumiennie wypełnia obowiązek, a nie pod ciepłą pierzyną zalega. Kiedy przed I wojną światową po wsiach Galicji panoszyły się różne chroby zwierzęce np pryszczyca we wsi, zachorowało prawie cale bydło. Warta stała na rozstajnych drogach (krzyżówkach) i pilnowała, by do wsi nikt z innych miejscowości nie wprowadził bydła, zapobiegając w ten rozprzestrzenianiu się choroby. Kiedy nastała niepodległość, ta forma ochrony wsi została zachowana i pełniona podczas całego dwudziestolecia międzywojennego. Nie zmieniła też tego niemiecka okupacja, podczas II wojny światowej, okupant wręcz wymagał by je pełniono.

Jak było w Nienadówce ? Na razie nie znamy wielu szczegółów, Ci co je pełnili w większości już odeszli na wartę wieczną. Mam jednak nadzieję, że we wsi są ludzie, którzy mieliby coś do powiedzenia na ten temat. Mnie samemu z dzieciństwa kojarzy się trąbka, którą babcia pieczołowicie przechowywała w swojej skrzyni. Po jej śmierci bawiliśmy się tą trąbką, a mama mówiła że to trąbka dziadka Karola, który chodził z nią na wartę. Dziadek całą okupację spędził na robotach w Tyrolu (Austria), na warty musiał chodzić raczej już po wojnie. Trąbka nie przetrwała, najpierw zepsuliśmy wyciągany ustnik, później cała gdzieś zaginęła. A może ją zakopaliśmy jako skarb, wtedy wydawała nam się złotą trąbką. Wyglądała mniej więcej tak, jak ta na zdjęciu poniżej. Może gdzieś w waszych domach znajduje się coś podobnego ?

powiększ zdjęcie
Siedziba straży w Nienadówce przed wojną i po, mieściła się w budynku starej mleczarni, (dziś, bank i biblioteka) w pomieszczeniu od strony drogi i starego sklepu. Straż przed podjęciem obowiązku meldowała się tam u ówczesnego jakby przełożonego. Warta była pełniona, o dziwo jeszcze 20 lat po II wojnie, z małą różnicą, bo o ile wcześniej wsi pilnowało jednocześnie 10 mężczyzn, to latach w latach 60`tych XX wieku, służbę sprawowała już tylko jedna lub dwie osoby. Jedną z nich był Antoni Walicki, który miał pod "opieką" część Nienadówki Środkowej i Dolnej. Potwierdza to też odnaleziony zeszyt, w który odnotowano gospodarzy nienadowskich mieszkających właśnie w tych rejonach i płacących obowiązkowe składki miesięczne na "Straż". Składka ta wynosiła 2 zł na miesiąc, co dawało w sumie sporą kwotę. Kwota ta przeznaczana była wcześniej na zakup nafty do lamp i opału pomieszczenia. W ostatnich latach działalności "strażnika", miała to być podobno jego zapłata. W zeszycie składkowym z roku 1962, znajdujemy ponad 200 nazwisk składkowiczów i 27 zwolnionych z tych opłat.

powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie
powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie
powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie
powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie


powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie


Nawiązując do czasów Austro-Węgier i kontroli posterunków, jeden z mieszkańców Nienadówki, Stefan Ożóg opowiedział Nam swoją przygodę, z wiązaną z pełnionym obowiązkiem. Pozwolę ją sobie zatytułować i przytoczyć:

"Jak nienadowska straż do pierdla trafiła."

Pewnego wieczoru, nie pamiętam roku stawiłem się ze Stanisławem Ożogiem na wartę. Zameldowaliśmy się w biurze u Walickiego, bo tak się zawsze robiło przed wartą. A ten nam powiada: Dzisiaj nie pójdziecie na wieś, tylko będziecie pilnować sklepu. Dziwne, bo pilnowanie sklepu to był obowiązek Walickiego. Poszliśmy do tego sklepu, a Walicki kazał nam wejść do środka i tam nas zamknął. Siedzieliśmy więc w magazynie na workach z cukrem całą noc. Rano wróciliśmy do domów.
Niedługo po naszym powrocie przyjechała milicja, zabrała mnie i Staszka do Sokołowa na posterunek i tam Nas zamknęli w piwnicy. Piwnica była wilgotna i nie było ani skrawka suchej posadzki, tylko samo błoto. Nie dali Nam śniadania, ale Nasze siostry przyniosły Nam śniadanie z domu. Po pewnym czasie zabrali nas na przesłuchanie, zarzucano Nam że nie pilnowaliśmy sklepu. Kiedy w tamtą noc zjawiła się milicja koło sklepu to nikogo tam nie było. Na szczęście na posterunku pojawił się Antoni Walicki i całą sprawę wyjaśnił. Mogliśmy spokojnie wrócić do domów.


Również inny mieszkaniec Stanisław Tasior, uraczył Nas krótką historią "Straży nocnej" w Nienadówce. Pan Stanisław nie podał dat których dotyczą jego wspomnienie, ale przewija się tu mocno motyw okupacji. Potwierdził też, że składki od mieszkańców przeznaczone była na utrzymanie pomieszczenia w którym miała siedzibę i na prace biurowe (codzienne pisanie raportów).

powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie
Na zdjęciu powyżej doskonale znany starszym mieszkańcom budynek, jeszcze z przed remontu. Młodszej części mieszkańców, podpowiadam. Do siedziby "Straży Nocnej" wchodziło się od strony drogi betonowymi schodami, wchodziło się nimi do jednego z pomieszczeń na piętrze. Po zakończeniu działalności "Straży" na początku lat 50tych, pomieszczenie zostało zaadaptowane najpierw na Agencję Pocztową, którą otwarto 21 maja 1954 roku, a od 1957 roku działała tam placówka Poczty Polskiej.

W Nienadówce Górnej taką wartę prowadził tzn., był jakby dowódcą Michał Pikor. Idąc na obchód wsi warta była wyposażona w grube pały. Patrol liczył dwie, trzy osoby. Przed wyruszeniem na wartę, około 22`ej obowiązkowo musieli się zameldować u prowadzącego. Po 2, 3 godzinach, czyli już po północy musieli meldować się powtórnie. Meldowali się w siedzibie "Straży Nocnej" lub w domu dowódcy Michała Pikora.

W czasie okupacji jednym z zadań "Straży Nocnej" było zatrzymywanie obcych i meldowanie o tym Niemcom. Warta często dochodząc w Nienadówce Górnej pod las, przed powrotem często zachodziła do domu Tasiorów, ogrzać się odpocząć, czy pogadać.

Pewnego wieczora przyszło do Tasiorów 9-ro ludzi, wśród Nich był ksiądz, uciekinierzy poprosili Michała Tasiora o nocleg. Ten ze względu na częste wizyty "Straży Nocnej" obawiał się odmówił noclegu u siebie. Poradził im żeby udali się za rzeczkę Świerkowiec do sąsiadów o nazwisku Drąg. Rodzina Drągów przyjęła uciekinierów udzielając im pomocy.

Nikt dziś nie wie, czy wartownicy wiedzieli o "uciekinierach" u Drągów, czy był to zwykły zbieg okoliczności, ale kiedy zawitali nocą na posesję Tasiorów zaczęli bić drewnianymi pałami w płot i krzyczeć alarm. Nie wiem czy miało to dać szansę ucieczki uciekinierom, ale Ci właśnie to zrobili. Uciekli od Drągów do lasu.


Kim byli Ci uciekinierzy z księdzem na czele ? Byli z księdzem, więc raczej nie mogli być żydami. Najprawdopodobniej byli to uciekinierzy z kresów, w 1943/4 roku rodziny polskie uciekały stamtąd przed pogromami UPA.

"Straż Nocna" tym razem zwana "Strażą Gromadzką" jest też wspomniana w Okupacja w Nienadówce Edwarda Winiarskiego" opisuje On najście pod koniec 1943 roku, przez dwóch uzbrojonych ludzi, ks. Bednarskiego na plebani plebanię i sołtysa Chorzępy. Jeden z tych dwóch miał zabandażowany nos.

(...) Traf chciał, że wychodząc z plebani natknęli się właśnie na "wartę gromadzką" która usiłowała nieznajomych zatrzymać. Ci jednak wydali warcie, komendę: padnij, co uczyniła posłusznie zalegając w kałuży. Następnie nakazali jej wstać i zaprowadzić się do sołtysa Jana Chorzępy. Tam zastali w izbie kilku interesantów. Sterroryzowawszy ich bronią, zabrali sołtysowi nie co pieniędzy i odeszli. (..)

Można by powiedzieć, nie popisała się straż tym razem. Należy jednak wziąć pod uwagę, że w "Straży Nocnej" chodzili zwykli nienadowscy gospodarze. Z opisu tych dwóch ludzi z bronią , byli to żołnierze oddziału GL "Iskra", który na początku listopada 1943 roku został otoczony i rozbity w lasach Trzebuskich. Zginęło tam około 10 gwardzistów. Wśród ocalałych był Jan Paduch dowódca oddziału, który został wtedy przez Niemców postrzelony w nos, oraz Piotr Drąg i Kazimierz Kloc.


Zdaję sobie sprawę, że pamięć jest zawodna i te same wydarzenia mogły być przez innych zapamiętane inaczej. Dlatego też proszę nie traktować tekstu jako fakty historyczne, a tylko wspomnienia osób, które zechciały się nimi z nami podzielić. Dziękuję i liczę na kolejne wspomnienia i wiadomości

opr: Bogusław Stępień

Write a comment

Comments: 0

About | Privacy Policy | Sitemap
Copyright © Bogusław Stępień - 08/05/2013