Foto zmiany

Losowy album

Zostań współautorem !

Napisz do nas


Nasze Statystyki Odwiedzin
Hasło - sprawdzam
stat4u

Z dziejów Nienadówki

Wstęp
powiększ zdjęcie Historia wsi Nienadówka (Niehnadowka) w/g Jana Bolesława Ożoga, to najlepszy tekst opowiadający pokrótce dzieje wsi. Dzieje od jej datowanego w pismach polskich powstania, bo jak sądzę jest to wieś dużo wcześniej założona. Mogła powstać, gdy na tych ziemiach Polski nie było, bo jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś zakłada osadę w środku puszczy, która jest od razu duża, ludna i bogata, gdyby poszperać w staroruskich księgach pewno znalazła by się tam nie jedna wzmianka o "Niehnadowce". Dociekliwym polecam Wykipedie,
a w niej artykuł Grody Czerwieńskie tak dla poznania przynależności tych ziem. w różnych okresach. Prawda historyczna zbyt często różni się od utartych kanonów, weźmy przykład Rzeszowa i jego ruskie korzenie ale o tym nie tu. Polecam tę ciekawą stronię. Do tekstu J. B. Ożoga pozwoliłem sobie dobrać ilustracje i zdjęcia. W tekście znajdują się również odnośniki (na czerwono), które prowadzą do innych rozszerzonych artykułów.

Bogusław Stępień



Jan Bolesław Ożóg
 Urodziłem się w Nienadówce, w rodzinie, której przodkowie, tak po ojcu jaki po matce, od dawna tutaj mieszkali, pracując na roli. Wieś należy do najpierwszych osad, jakie powstały na terenie dawnej bardzo rozległej puszczy sandomierskiej. Resztki jej ogląda można dziś w postaci pobliskich lasów opierających się na północ o Wisłę i San, ale jeszcze w XV w. sięgających daleko i szeroko na południe, aż pod Rzeszów. Osady puszczańskie zakładane kiedyś głównie z jeńców zebranych po zwycięskich wyprawach wojennych na Moskali, Turków i Tatarów. Jeszcze za moich czasów kościelnych dochowały się wieści,
dochowała się w Nienadówce pamięć o przodkach tatarach. Widomym znakiem, jaki pozostał po nich poprzez pokolenia do dzisiejszego dnia, jest zachowana u wielu mieszkańców mongoloidalna budowa ciała - niska, krępa postura i twarz o wystających kościach policzkowych oraz małych oczach. Takie nazwiska nienadowskie jak Tatara mówią wyraźnie o obcym pochodzeniu. Zachowały się też autentyczne nazwiska z Dalekiego wschodu np: Nawój. Przypuszczam, że w występującym tutaj nazwisku Naja kryje się także rdzeń tatarski. Może Naja to skrócenie Nogaja? Takie zaś jedne z najstarszych nazwisk, jak Binduga
Przybysze z najbliższych osad małopolskich łączyli się z przybyszami najdalszych azjatyckich stepów i znad Wołgi czy Dniestru i tak powstawała jedna społeczność. Trzebione szybko lasy pod uprawę gruntów chłopskich i folwarcznych - w nazwach takich miejscowości, jak Trzebownisko, Trzeboś czy Trzebuska pozostał ślad tej szeroko zakrojonej akcji - i tak wyrastały wsie, jedna za drugą. Nie tylko wsie, ale i miasteczka, jak np. Leżajsk, Sokołów czy Kolbuszowa.

Najstarszą znaną datą historyczna, związaną z dziejami wsi Nienadówki, nazywanej pierwotnie także Niehnadówką, jest rok 1561. W tym to czasie stanął tutaj kościół. Wybudowali go osadnicy na wysokim wzgórzu z drzewa modrzewiowego, z wieżą śpiczastą odwróconą ku zachodowi i dookoła niego zasadzili lipy i jesiony.

Fakt zbudowania kościoła w głębi lasów świadczyć może, że osada była już w tedy dosyć wielka, a mieszkańcy zamożni. W najstarszych dokumentach, że
poważnym źródłem dochodów dla mieszkańców w XVI wieku było bartnictwo. Stare wyrobiska zostawione na pastwisku gminnym odkrywają do dziś zmurszałe korzenie jodłowe, lasy jodłowe, szczególnie wybujałe, jak widać, w tej okolicy, obfitowały w spadzie miodne. W starych aktach gminnych i spadkowych dochowały się pieczęcie gminne z rysunkami narzędzi do wytapiania świec z pszczelego wosku. To wiele mówi. powiększ zdjęcie
Pierwotnie należała Nienadówka wraz z pobliskimi miejscowościami do zamożnego i wpływowego rodu szlacheckiego Pileckich z Pilczy, tych Pileckich, od których wziął sobie kiedyś trzecią i ostanią żonę, król Władysław Jagiełło. Z tego powodu godzi się wspomnieć Jana Pileckiego, który, jak pisze Bartosz Paprocki w "Herbach rycerstwa polskiego", zażywał za czasów Zygmunta Augusta wielkiej sławy rycerskiej jako rotmistrz konnicy. Odznaczył się w wyprawie na Inflanty w roku 1558 i w wojnach z carem Iwanem Groźnym w latach 1563 i 1564.
powiększ zdjęcie Po jego śmierci majątki ziemskie wraz z Nienadówką przypadły córce Annie, która wyszła za mąż za magnata Jana Kostkę. Po wczesnej śmierci owego Jana Kostki poślubiła po raz drugi w roku 1582 jego stryjecznego brata Krzysztofa de Stangenberg Kostkę. Krzysztof de Stangenberg Kostka wsławił się w młodości, za króla Stefana Batorego w licznych wyprawach wojennych, m. in. na Wołoszczyznę przeciw Michałowi, księciu Mołdawii. W późniejszym życiu zbudował sobie dwór w Łące koło Łańcuta. Za jego dziedzicowania poświęcono kościół nienadowski, który nie miał do tego czasu stałego duszpasterza.
Konsekracji dokonał osobiście arcybiskup lwowski Jan Dymitr Solikowski. Była to wybitna postać w naszej historii. Sprawował godność sekretarza królewskiego i ogłosił drukiem wiele pism ulotnych i traktatów politycznych. Odegrał ważną rolę w przygotowaniu Unii brzeskiej, na mocy, której część cerkwi prawosławnej na Ukrainie podporządkowała się kościołowi katolickiemu. Fakt, że Solikowski pojawił się w Nienadówce i kościołowi dał za patrona św, Bartłomieja, który miał, jak wiadomo działać jako apostoł w Azji Mniejszej, posiada, jak mi się zdaje dość jasna wymowę. Wskazuje jeszcze raz na to, że wśród osadników nienadowskich było nie mało jeńców rosyjskich oraz Tatarów czy Turków. powiększ zdjęcie

Za przyczyną żony Krzysztofa Kostki, Anny z Pilczy ufundowana została w Nienadówce w roku 1601 parafia (aktem erekcyjnym wydanym przez Nią w Łące). Na sute probostwo, wyposażone w kilka łanów gruntu, dziesięciny i meszne, oraz m.in. dużą sadzawkę rybną wykopaną w pobliżu rzeki, przybył (w r. 1603) ks. Stanisław Voscinius (Woszczyński). Do parafii przyłączono wkrótce Trzeboś, Trzebuskę, Medynię i część Stobiernej, zwaną Krzywe. Pierwotnie ta nowa jednostka kościelna należała do dekanatu sokołowskiego a potem do leżajskiego. Początek XVII w. to czasy bardzo niespokojne. Toczy się wtedy w widłach Wisły i Sanu ustawiczna wojna domowa między dwoma możnymi starostami. Posiadający w najbliższych okolicach swoje dwory starosta Zygwulski Stanisław Stadnicki, zwany diabłem, wszczął proces o legawego psa ze starostą leżajskim i trzecim mężem Anny z Pilczy, Łukaszem Opalińskim, spór, który przerodził się w długą, krwawą zawieruchę. Obaj organizują wzajemne zajazdy, a luteranin Stadnicki
posuwa się nawet do palenia kościołów katolickich. Władysław Łoziński w swoim dziele "Prawem i lewem" wspomina o zniszczeniu przez pachołków Stadnickiego m.in. kościoła w Sokołowie (w r, 1608) i splądrowaniu pobliskich wsi. Prawdopodobnie w orbicie krwawych walk wielkich pieniaczy i warchołów znalazła się i wieś Nienadówka, bliższych szczegółów historia nam jednak nie przekazała. powiększ zdjęcie



Ciężki okres najazdu szwedzkiego w latach 1655 i 1656 zostawił dramatyczne ślady na tym terenie. Milczenie kronikarzy, zwłaszcza kościelnych posiada nie kiedy swoją określoną wymowę. W kronice parafialnej Nienadówki, pisanej przez ks. Stanisława Radziejowskiego, widnieje tajemnicza biała plama przy nazwisku proboszcza Jakuba Solechowicza, którego rządy od 1639 do 1660r) przypadają na czasy panowania króla Jana Kazimierza.
Nie wiadomo, czy zagony wojsk szwedzkich przeszły przez Nienadówkę, ale została przez szwedów puszczona z dymem należąca do parafii wieś Przewrotne. Walki toczyły się też na wschód nad Wisłokiem koło Leżajska, zatem wieści o strasznej wojnie z innowierczą armią wzruszały i pobudzały, być może do chwycenia za broń. W rok po "Potopie" szwedzkim niszczył Nasz kraj najazd Jerzego Rakoczego. prawdą jest, że książę siedmiogrodzki zniszczył kościół w Sokołowie w r. 1657, sądzić zatem można, że na drodze obcym wojskom stanęła także wieś Nienadówka.

Zmieniali się dziedzice. Po rodzinie Kostków dobra sokołowskie wraz z Nienadówką przeszły na własność kasztelana Ciechowskiego Dobiesława Cieklińskiego, a potem Anny Wapowskiej, która wyszła za mąż za magnata Jana Klemensa Branickiego. Notowany jako kolator kościoła nienadowskiego, Branicki
powiększ zdjęcie był hetmanem wielkim koronnym za ostatniego króla Sasa, a potem ubiegał się o tron polski wespół ze Stanisławem Poniatowskim. Po koronacji wielce edukowanego rywala popierał konfederację barską i doczekał się najazdu rosyjskiego na swoje majątki w Tyczynie koło Rzeszowa. Miała więc Nienadówka, jakby nie było, dziedzica, który o mało co nie został królem. Był panem całą gębą, a przy tym Europejczykiem w każdym calu, także późniejszy właściciel sokołowszczyzny, a więc i Nienadówki (od r. 1733) książę Franciszek Lubomirski, ale już po tak wysokie godności jak poprzednik, nigdy ręką sięgać nie próbował. Jasne jest, że jaśnie wielmożnego
dziedzica, choćby on był tylko tytularnym starostą, chłop z pod słomianej strzechy, nie widział nigdy na oczy, nie tylko w srebrzystej karocy, ale nawet w wielkie święto w kolatorskiej ławie kościoła, wielki pan przebywał bowiem w swoim odległym warownym zamku - w Białym Stoku (jak Branicki), albo w Łańcucie czy Rzeszowie, rzadziej w ubogim dworze. We wsi urzędowali tylko w małych folwarkach jako urzędnicy, oficjaliści, posesorowie, plenipotenci.

W Nienadówce przez długi czas był tylko jeden folwark. Najstarszy budynek dworski mieścił się w odległości pół kilometra na zachód od kościoła, tu gdzie stoi dziś ochronka. Położenie było korzystne, bo w pobliżu drogi biegnącej z Rzeszowa do Sandomierza. Stary szlak szedł innym torem, niż obecna, wytyczona w r. 1870
powiększ zdjęcie przez władze austriackie, bo licząc od Cisowca - polem należącym dziś do Wojciecha Ożoga, zwanego "Pytlem", koło ochronki, przez mostek i stąd na północny wschód w wąwóz otwierający drogę ku trzebuskiemu lasowi, znanemu dziś pod nazwą "Zwierzyńca". Należy przypuszczać, że droga ta wiodła od strony Rzeszowa na północ w puszczę już za Kazimierza Wielkiego. Naprzeciw dworku stał młyn,
należący prawdopodobnie do folwarku. Ostatnim jego właścicielem (jest) był pod koniec XIX w. Jędrzej Ożóg, zwany "młynarzem". Zbiegiem lat obok folwarku przykościelnego wyrastały inne. Pod koniec było ich aż cztery. Dwa mieściły się w zachodniej części wsi, a jeden we wschodniej.

Zachował się do dzisiejszego dnia murowany budynek dworski z kolumnowym gankiem, który zamieszkiwała ostatnio rodzina Słowików i ostatni na polach którego właścicielem był Józef Nowak. Jeden z dworków mieścił się na polach zachodniej Trzebuski. Do oficjalistów sprawujących w imieniu właściciela - dziedzica najwyższą władzą zwierzchnią nad chłopem, należało sądownictwo, gospodarowanie na majątkach folwarcznych, na które zapędzano, jak wiadomo, do tzw. "pańszczyzny" czyli darmowej roboty, poddanych włościan i zbieranie dziesięcin z gruntów do nich należących. Chłop przywiązany doi gruntu nie miał prawa przenieść się do innej miejscowości, nawet gdy brał sobie za żonę dziewczynę z sąsiedniej wsi, musiał otrzymać na to zezwolenie od pana. Na starych koncesjach dołączonych do parafialnych ksiąg ślubów, zachowały się nazwiska niektórych oficjalistów, jak np. "Sufczyński" czy "Dzierżyński". Na cmentarzu w Nienadówce stał kiedyś wśród chłopskich grobów, ozdobny piaskowcowy nagrobek jednej z ostatnich oficjalistek, Elżbiety Makowskiej.

Mimo ucisku pańskiego i wybuchających epidemii, wieś rosła. Droga biegnąca ze wschodu na zachód (ku Huciskowi) wskazuje tor jej rozrostu. Była to od początku "ulicówka", zabudowana po obu stronach rzeki, na mapach wojskowych widnieje nazwa tego potoku Trzebośnica - wypływającego ze źródeł w odległości około dwu kilometrów na wschód od kościoła. Poszczególne "dzielnice" wsi, posiadające powiększ zdjęcie
dawniej w okolicach rzeki szerokie błonia, przeznaczone na popas koni, zostały naznaczone nazwami, np. "Majdan" "Raniżów" czy "Filibry". Niektóre z tych nazw są już dziś nie do wytłumaczenia, ale takie jak "Majdan" oznacza szeroki plac (wyraz turecki), a taka znów jak "Kmiecie" chyba okolicę zamieszkałą przez bogatszych rolników. Tacy rzeczywiście trafiali się w Nienadówce i zostały na to nawet pewne pisemne dowody.
W aktach parafialnych, mianowicie w kronice ks. Radziejowskiego, pojawiają się około r. 1780 nazwiska ofiarodawców na rzecz kościoła, a wśród nich takie rasowe chłopskie: "Reginy", "Ożóg", "Jakuba Bindugi" "Antoniego Ciska", "Pawła Chorzępy", "Rozalii Wiskidziny" i wielu innych. Jeśli niektórzy z nich w ostatnich latach XVIII w., w czasach gdy ziemie małopolskie należą już do zaboru austriackiego, a dziedzicami byli Benedykt i Marianna Grabińscy, mogą zdobyć się na darowanie do kościoła nawet "120 berlinosów" na kielich (jak Jakub Binduga) nie licząc okryć na ołtarz, to znaczy, że nie brak wśród nich zamożnych kmieci.

Jak przyjęła ludność miejscowa fakt politycznego rozbioru Polski, o tym nic powiedzieć się nie da. Zachowała się jednakże we wsi wśród chłopów stara legenda, że kiedyś przechodził przez te okolice ze swoimi wojskami książę Józef Poniatowski. Jeśli tak zdarzyło się naprawdę to tylko podczas wojny księstwa Warszawskiego (stworzonego przez Napoleona) z Austrią i wyprawy księcia do Galicji, zakończonej, jak wiadomo bitwą pod Raszynem. Za panowania cesarzowej "Marii Teresy" stosowano masowy pobór do wojska ze wsi, przy czym służba wojskowa oddawanych (przez panów) w rekruty trwała w tych czasach o ile mnie pamięć nie myli, dwanaście lat. W parafialnych księgach zgonów dochowały się zawiadomienia wojskowe o nagłych zgonach chłopów nienadowskich, odbywających służbę w wojsku austriackim. Być może mamy do czynienia ze zgonami na polach walki. Austria w pierwszych latach XVIII w. prowadziła wojnę z wojskami Napoleona. Nie zachował się ślad że ktoś z nich dostał się do niewoli. Niewola francuska oznaczała jak wiadomo, automatyczna niemal rekrutację do "legionów polskich Dąbrowskiego"

Pod datami z pierwszych już lat XVIII w. odnaleźć można było dawniej stare akta gminne podpisywane przez pisarzy czyli sekretarzy gminnych. To znaczy, że choć nie było jeszcze w tych czasach szkoły we wsi, to jednak niektórzy mieszkańcy Nienadówki umieli już dobrze pisać i czytać.

Aparat ucisku społecznego trwał jednak nadal. Władzę świecką skupioną w rękach pana wspomagał co nieco władzą kościelną, ksiądz proboszcz. Od
najdawniejszych czasów krnąbrnych, grzesznych parafian, proboszcz zakuwał u kościoła w tzw. "kunę" na postrach innych. W księdze rozchodów pod rokiem, o ile mnie pamięć nie myli, 1680, a więc za ks. Franciszka Stachurskiego, który rządził w parafii od roku 1666 do 1684, znalazłem kiedyś rachunek na ileś tam florenów polskich na sprawienie nowej "kuny" do kościoła. Dobry administrator, ex-jezuita powiększ zdjęcie
ks. Stanisław Radziejowski piastujący godność dziekana chyba sokołowskiego, który w latach dziewięćdziesiątych XVIII w., przeprowadził remont kościoła i plebani, zostawił mimochodem w swej kronice wieść nie tylko o budowie szpitala dla ubogich (czyli domów starców), ale i kryminału na terenie plebani.
Czy przeznaczył go tylko dla spowiadających się penitentów ? Mimo wszystko, nie łudźmy się, księża w dawnych czasach rekrutowali się wyłącznie z rodzin szlacheckich, takie nazwiska proboszczów nienadowskich jak: Stanisław Woszczyńki, Wojciech Antoszewicz, Franciszek Stachurski, Michał Kulikowski, Wojciech Nawojski, Walerian Węchalsk, Antoni Skrzyńsk, Ignacy Zagórski, Stanisław Radziejowski, Benedykt Syktowski czy Józef Padwiński mówią same za siebie.


Wśród zapisków parafialnych zastanowić może jeden zagadkowy dokument. Podczas swej wizytacji arcy pasterskiej, którą dokonał 22 VII 1847 r. ks bp. przemyski Franciszek Ksawery Zachariasiewicz zostawił ciekawą notkę, podaną prawdopodobnie przez proboszcza, a był nim wtedy ks. Padwiński. Oto w dniu 20 V 1845 roku o godzinie 11 w południe jakiś nie znany sprawca w chałupie chłopa pańszczyźnianego Sebastiana Marszoła, zakłuł nożem jego córkę, Mariannę, zabrał pół bochenka chleba i zbiegł. Co skłoniło dostojnika kościelnego że zapisał fakt zdawałoby się tak bagatelny ? Zabójstwo chłopskiej dziewczyny ? Czy to raz zabito chłopa za czasów pańszczyźnianych ? Nasuwa się nieodparcie przypuszczenie, że pod tym zdarzeniem kryje się coś o wiele donioślejszego. W tym czasie zjawiali się w kraju z za granicy z Francji, emisariusze przygotowujący powstanie przeciw zaborcom. Czyż ów nie znany zabójca to przypadkiem nie jakiś polityczny wysłannik Goslara, albo Dembowskiego, organizujący właśnie w Galicji powstanie narodowe ? Może osaczony prze jakieś niezwykle przykre okoliczności, przedzierający się przez nie znany teren, w jasny dzień i piechotą, chyba też i w przebraniu, zmuszony był ukraść chleb pod strzechą i ostatecznie gdy mu go dziewczyna broniła, zabić ją. Może ksiądz relacjonujący biskupowi wypadek wiedział o co mu tu chodziło i kim był sprawca, ale z obawy przed żandarmerią nie podał niczego więcej, zostawiając za pośrednictwem zwierzchnika w rezultacie coś w rodzaju sobie tylko znanego kodu ?

Rok 1846, data upamiętniona w dziejach Galicji przede wszystkim rabacją chłopska, przeszedł przez wieś bez echa, choć mieściło się tu, jak już wspomniałem kilka folwarków, prawdopodobnie łagodniejszy stosunek panów do pańszczyźnianych chłopów nie doprowadził do takiego wybuchu nienawiści, jak w okolicach Jasła, Bochni, czy Tarnowa - wielkim natomiast wstrząsem w dziejach wsi było zniesienie poddaństwa w roku 1848.
W pamięci ludzkiej zachował się dzień ogłoszenia manifestu cesarskiego, którym raz na zawsze niewola chłopska została przekreślona, Kiedy byłem małym chłopakiem, dziadek mój Jan Zdeb, opowiadał mi, co słyszał od swojego znowu dziadka. Działo się to w maju, w dzień krzyżowy św. Marka, który wypadł akurat
w niedzielę. Manifest monarchy Franciszka Józefa I, odczytał ks. Padwiński z ambony. Po wyjściu z kościoła ukazał się ludziom ze wzgórza świat jakby zupełnie odmieniony. Wydało się nagle wszystkim, nieprzytomnym z radości, oszołomionych niewiarygodną nowiną, jakby w tej chwili cała ich wieś nakryła biała płachta kwiatów. Płakali z przejęcia. W dole zakwitły właśnie ogrody wiśniowe i oni to dopiero teraz zobaczyli w całej okazałej piękności. Byli wolni i odmienieni, jak święci. Można z cała pewnością twierdzić że ziemiaństwo ukazem cesarskim powiększ zdjęcie
entuzjazmowało się mniej. Dominia utraciły władzę sądowniczą nad chłopem, na rzecz urzędów cesarskich, rozlokowanych po miastach oraz dziesięciny i darmową robociznę. Właścicielem dominium sokołowskiego, w skład którego wchodziła cała Nienadówka wraz z sąsiednimi wioskami, były ponad dziesięć lat po śmierci Marianny Grabińskiej (zmarłej w r. 1825) jej krewny Rafał Grabiński

Ksiądz Padwiński popadł również w ostry konflikt z parafianami. Jakie było tło zatargu, nie wiadomo. Chłopi wystosowali skargę, prawdopodobnie pisemną, do biskupa w Przemyślu. Proboszcz tak przejął się tym, bezprzykładnym dowodem niesubordynacji, że pewnego dnia w przystępie rozpaczy wdrapał się na wieżę kościelną i rzucił się stamtąd w dół w zamiarach samobójczych. Uratowała go od śmierci tylko sutanna. Zahaczył ją o wystające z gontów gwoździe i to osłabiło upadek na twardą ziemię. Biskup wkrótce potem przeniósł go do innej parafii. Kronika parafialna określa to lakonicznie: w góry. Faktem jest, że zatarg wybuchł w roku 1848, ma więc chyba związek ze zniesieniem niewoli. Czyżby chłopi poczuli taką siłę, że spróbować chcieli jej na osobie duchownego ? A może chodziło o sprawy bardziej przyziemne. Jakkolwiek się rzecz ma, ze zniesieniem pańszczyzny urwało się we własnościach kościelnych także co nieco. Dochody się uszczupliły. Proboszczowie posiadali również swoich poddanych.

Od roku 1848 chłop galicyjski zostawał prawie pełnym właścicielem gruntu, uzyskanego w spadku po przodkach, mógł mu teraz oddać wszystek swój czas i pracę swojej najbliższej rodziny, mógł nim do woli dysponować.
powiększ zdjęcie Trzeba jednak od razu przyznać, że tego gruntu przy wielkim rozdrobnieniu gospodarstw w ubogiej Galicji, było dla chłopa od początku za mało. Można rzec, że od pewnego czasu zaczęła się zażarta pogoń za najdrobniejszym nawet kawałkiem ziemi. Także o racjonalne jej wykorzystanie. W Nienadówce zaczęto wzorem plebani, na którą po ks. Padwińskim zjawił się ks. Antoni Momidłowski, świetny gospodarz i ogrodnik, starał się o zasadzenie ogrodów większą ilością drzew owocowych, jabłoni, grusz i śliw.

Część władzy administracyjnej i sądowniczej z rąk dziedzica przeszła na rzecz wójta i rady gminnej. Chłop zwracał się już teraz do pisarza czyli sekretarza gminnego, który załatwiał mu pisemne podania do władz wyższych, oraz do wójta. Rada gminna kłopotała się o los ogółu, we wszystkich wypadkach cięższych, na przykład podczas klęski żywiołowej. W Nienadówce zbudowano w pobliżu kościoła spichlerz, do którego zobowiązany był każdy włościanin złożyć odpowiednią ilość zboża na wspólny cel walki z głodem. Jeszcze akta gminne z roku 1870 spichlerz ten wspominały. Widomym symbolem władzy gminnej chłopów był budynek kancelarii gminnej, który zbudowano nad rzeką. Tu urzędował wójt i pisarz i tu odbywały się posiedzenia rady gminnej. W budynku tym, a dochował się on w ładnym stylu - z gankiem i wysokim gontowym dachem, do niedawnych jeszcze czasów, mieściło się też locum na areszt. W urzędzie gminnym załatwiano sprawy o krwawe bójki, spory o ziemię np. o podoranie czy puszczenie wody na cudzy grunt, przejazdy przez obcą drogę, kradzieże owoców po cudzych sadach. Za ciężkie przewinienia np. pobicie, zamykano na kilka dni do gminnego aresztu. Stosowano także często karę tak jak dawniej we dworze, wykonywaną wójtowska lagą. Ten ostatni rodzaj kary zniesiono dopiero w roku 1863 za wójta Wojciecha Zdebia, mojego pradziadka.
W roku 1863 wybuchło powstanie w zaborze rosyjskim. Do powstania przekradło się jak wiadomo, bardzo wielu patriotów z ziem zaboru austriackiego. Pod wodzą Borelowskiego i Langiewicza walczyły całe oddziały Galicjaków, złożone z ziemian, mieszczan i chłopów. Z samego miasteczka Sokołów do partyzantki poszło pięciu mieszczan. Szli też flisacy z pod Rudnika, a nie brakowało ich i w Nienadówce, w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych zeszłego wieku, ocierali się w swoich powiększ zdjęcie
wędrówkach po Sanie i Wiśle o szeroki świat i przywozili do wsi nowinki polityczne. Stanowili pewnego rodzaju awangardę postępowców, reformatorów i zarazem wojowników o niepodległość narodową. Pamięć ludzka zachowała nazwisko jednego z flisaków z Nienadówki Dolnej, który brał również udział w powstaniu styczniowym. Był to niejaki Kus. Imię już zapomniane. Od najdawniejszych czasów, a więc od chwili gdy stanęły we wsi folwarki, budowano także karczmy.
Arendarze żydowscy obdzierali chłopa z ostatniego grosza, rozpijali go, rujnowali moralnie. Jedna wielka karczma stała w pobliżu kościoła, druga w zachodniej części wsi przy drodze do Trzebuski, nie brakowało też mniejszych. Ks. Momidłowski przekonywał parafian o konieczności walki z alkoholizmem i wyzyskiem ze strony żydów. Miejscowy organista, Józef Zięba wziął się za lepszy jeszcze sposób walki z zacofaniem i ciemnotą, zaczął uczyć prywatnie małych chłopaków z domów kmiecych, pisania i czytania. Jednym z jego uczniów był Wojciech Ożóg z Nienadówki Górnej, który później dał się poznać jako działacz społeczny i zagorzały " Stojałowczyk ".

Pierwszy trybun ruchu ludowego w Galicji ks. Stanisław Stojałowczyk, od początku swojej działalności oświatowo- kulturalnej i politycznej znalazł wśród chłopów spod Rzeszowa i Krakowa ogromną ilość wyznawców i zwolenników. Jego pisma ludowe " Wieniec", a potem "Pszczółka , redagowane od roku 1869, czytywane były i w Nienadówce. Wspomniany Wojciech Ożóg stał się niestrudzonym prenumeratorem i propagatorem obu tych gazet. On to wespół z takimi gospodarzami jak Michał Ożóg, Stanisław Ożóg, Jakub Zdeb i Szczepan Chorzępa przyczynili się do postawienia we wsi szkoły powszechnej w roku 1870 i założenia w roku 1879 kółka rolniczego, które opierając się na statucie stworzonym przez ks. Stojałowskiego, miało służyć akcji uspółdzielczenia. Powstał pierwszy sklep chrześcijański z pieniężnych udziałów wieśniaczych, który skutecznie współzawodniczył z karczmami. Należy przy okazji wspomnieć że pierwszym
powiększ zdjęcie kierownikiem szkoły, której budynek zbudowany z cegły czynem społecznym Nienadowiaków, stoi do dziś w pobliżu kościoła i zarazem pierwszym kierownikiem sklepu kółkowego był nauczyciel Józef Kobosiewicz. Wojciech Ożóg związał się bardzo silnie z ks. Stojałowskim. Jeździł na jego wiece chłopskie do Krakowa i Lwowa i poznawszy go bliżej nadsyłał mu swoje listy, w których przedstawiał, jak kształtują się stosunki w Nienadówce, a oprócz tego także wiersze. Listy i utwory poetyckie zamieszczał ksiądz redaktor Ożogowi w swoich gazetach od roku 1869 do 1890.
Ks. Stojałowski popadł w niełaskę biskupów i przez pewien czas szukał schronienia u swoich zwolenników. Przebywał w tym czasie także przez kilka dni w Nienadówce, w domu Wojciecha Ożoga. Ożóg do ostatnich dni kontaktował się z redaktorem "Wieńca" i "Pszczółki", brał udział w roku 1904 w zorganizowanej przez Niego wielkiej pielgrzymce chłopów polskich do Rzymu zebrał wiele książek i pamiątek z wędrówek po świecie, zostawił w domu po sobie coś w rodzaju muzealnych zbiorów. Znaleźć tam można było obok unikalnych książek, toporki kamienne, widokówki z Rzymu, dużą kolekcję rzeźbionych fajek, najstarsze tabliczki do pisania itp. Ale odbiegam zbyt daleko od tematu. Wróćmy jeszcze do roku 1880. W tym czasie zbudowano sumptem społecznym parafian nowy kościół z cegły wypalanej z gliny na pastwisku gminnym. Stary zabytkowy kościół był już za mały, w tym czasie wieś już liczyła 3000 mieszkańców. powiększ zdjęcie
Ze starego kościoła, którego osobliwością były biegnące dookoła podcienie kryte gontami, ocalały tylko, piękna rokokowa chrzcielnica, oraz rokokowy ołtarz Matki Boskiej, w którym niesiony był kiedyś do koronacji cudowny obraz Bogurodzicy z bazyliki leżajskiej i który znalazł się jakimś cudem w Nienadówce. Oba zabytki odznaczają się wysoką wartością artystyczną.
powiększ zdjęcie
powiększ zdjęcie


powiększ zdjęcie Echem na całym świecie odbiły się głośne zjawiska mediumistyczne, jakie działy się w Nienadówce w roku 1888 i 1889 w domu Chorzępów przy udziale młodej dziewczyny, Hanusi. Bohaterem walki z diabłem, sądzono bowiem że Hanusia jest opętana przez złego ducha, był wikary ks. Momidłowskiego, ks. Paweł Smoczeński. On dokonywał egzorcyzmów, on prowadził korespondencję z redaktorami niemieckich pism metapsychicznych, wychodzących w Dreźnie (takich jak "Metapsychsche Studien") redaktorami, którzy się tymi sprawami zainteresowali, on wreszcie zostawił w dwu obszernych zeszytach arcyciekawe
notatki ze swoich własnych kontaktów z "diabłem", który w niewidzialnej swojej postaci rzucał rzepą i innymi martwymi przedmiotami zostawiając za sobą śmierdzące nieczystości. Cuda w Nienadówce dostarczały przez pewien czas sensacji dla wszystkich gazet austriackich, niemieckich i galicyjskich. Feliks Plohn z Drezna jeden z członków niemieckiego towarzystwa spirytystycznego wydał powiększ zdjęcie
drukiem książkę pt. "Der spuck in Nienadówka", w której rozpatrywał zjawiska, jakie ujawniły się we wsi, ze stanowiska medycyny. Diabeł nienadowski dostał
powiększ zdjęcie się też do polskiej literatury pięknej. W głośnym krakowskim organie pisarzy modernistów "Życie" Ludwik Szczepański ogłosił poetycką balladę o diable. Do tego samego tematu wrócił Szczepański w pięćdziesiąt kilka lat później ogłaszając w kilku numerach dodatku d o krakowskiego dziennika "Ilustrowany Dziennik Codzienny" - "Kurierze Metapsychicznym" obszerne literackie wspomnienie opisując swoją drogę do Nienadówki w roku 1890 i wrażenia z pobytu w chłopskim domu. Dokument to bardzo ciekawy, odzwierciedla bowiem dokładnie życie obyczajowe wsi galicyjskiej.


Stanowisko kierownika szkoły zajmował wtedy Ludwik Gdula. Wyróżnił się on tym, że oddał dwu swoich synów do gimnazjum w Rzeszowie. Jeden z Nich Władysław przebywał po maturze we Lwowie i trudnił się malarstwem i literaturą. Ogłaszał w pierwszych latach naszego wieku powieść "Jasnowidzący" w "Nowym wieku" oraz krótkie nowele w lwowskim "Słowie Polskim" "Wędrowcu"i innych pismach. Drugi Paweł odbył studia wyższe w uniwersytecie lwowskim, uzyskał tam dyplom doktora filozofii (na podstawie pracy "Wieś i lud w powieściach E. Orzeszkowej") w roku 1926, był członkiem Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Lublinie i ogłosił drukiem kilka rozpraw literackich m.in. o prozie Andrzeja Struga. Przykład nauczyciela Gduli okazał się zaraźliwy. Światlejsi gospodarze idąc w ślad za nim, oddawać zaczęli również swoich synów do szkół. Pierwszą rodziną która
powiększ zdjęcie odważyła się wysłać chłopca do gimnazjum w Rzeszowie a istniało tam wtedy tylko jedno gimnazjum typu klasycznego z łaciną i greką, byli Gielarowscy. Młody Jan Gielarowski po uzyskaniu matury ukończył seminarium duchowe w Przemyślu i wyświęcił się na księdza. W czasie okupacji hitlerowskiej został zamordowany przez Niemców za ochrzczenie żyda. Inny adept wiedzy chłopskiego pochodzenia Jakub Gielarowski umarł na suchoty w ostatniej, VIII klasie gimnazjalnej ( w roku 1910). Na cmentarzu stał długi czas nagrobek piaskowcowy z fotografią tego młodzieńca.

Nienadówka leży na gruntach ubogich. Trzeba nawozić mocno glebę żeby na niej coś uzyskać. W miarę coraz trudniejszych warunków życia, spowodowanych przyrostem mieszkańców, coraz więcej spośród nich oglądało się w ostatnich latach ubiegłego wieku za możliwością zarobkowania poza granicami wsi. Wobec ubóstw miast i braku zainteresowania władz zaborczych w rozwoju przemysłu w Galicji oczy biedaków zwracać się musiały z konieczności ku obcym krajom, które otwierały granice dla emigrantów. Jeździć zaczęto ze wsi najpierw do Besarabii i na Krym, a potem do Ameryki, Prus i Dani. Wójt Józef Śliż, który godność swą sprawował przez trzy kadencje, ułatwiał ludziom sprawy paszportowe. Za zarobione ciężką pracą przeważnie na roli albo w kopalniach, zakupywali emigranci ziemię i zdarzyło się że w ten sposób ten i ów dorobił się jakiego takiego dobrobytu.

Dla niektórych gospodarzy trafiła się okazja powiększenia majątku jeszcze w inny sposób. Oto w roku 1906 ostatni właściciel Dominium sokołowskiego Władysław hr. Zamojski, który rozsławił się tym że w lasku w Trzebusce koło dworu założył coś w rodzaju zwierzyńca, rozparcelował wszystkie swoje folwarki m.in także w Nienadówce. Stworzony w tym czasie Bank Kredytowy w Łańcucie udzielił
zainteresowanym włościanom pożyczek na bardzo korzystnych wieloletnich spłatach i za te fundusze chłopi wszystkie swe posiadłości wykupili.Dwaj nienadowscy kmiecie wybili się jako wyjątkowo utalentowani spekulanci gruntami: Michał Ożóg i Jan Nowak. Zakupili oni wszystkie folwarczne zabudowania i grunty w Trzebusce i Nienadówce. Jeden z budynków dworskich zapisał Michał Ożóg na ochronkę. powiększ zdjęcie


Po śmierci ks. Momidłowskiego przybył na probostwo ( w roku 1901) ks. Ludwik Bukała. W tym samym czasie pożegnał się ze szkoła Gdula, a jego miejsce objął Jakub Pieńczak. Kierownik szkoły i proboszcz stworzyli wyjątkowo zgodliwą parę przywódców wsi i obaj przyczynili się do podniesienia kulturalnego Nienadówki. Obaj okazali się zdolnymi społecznikami i gorącymi patriotami. Z ich inicjatywy powstała udziałowa kasa pożyczkowa im. Reiffeisena i straż pożarna, dla której ufundowano sikawkę konną i remizę.
powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie
Z ich pomysłu mieszkańcy wsi zbudowali w pobliżu kościoła Dom Ludowy, który służył odtąd jako miejsce zabaw, potańcówek weselnych, przedstawień scenicznych, które zapoczątkował zespół teatralny strażaków i biblioteka. Bogaty księgozbiór zakupiono od niejakiego Józefa Bieńka, który sprawował kiedyś funkcje administracyjne we dworze w Trzebusce, a reszty dostarczył patronat powstałego właśnie Towarzystwa Szkoły Ludowej. Czytelników nie brakowało. Do najgorliwszych należeli obok księdza i nauczycieli, dla których zbudowano filie szkolne w Nienadówce Górnej i Dolnej, nowy organista - samouk ze wsi - Jakub Ożóg(mój ojciec), zapalony społecznik Marcin Śliż, pisarz gminny Stanisław Motyl i stolarz Szczepan Chorzępa.

powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie

Nadszedł rok 1914 i wybuchła wielka wojna światowa, o której marzyli politycy i wieszczowie narodowi, modlący się ponad sto lat o powrót niepodległości Polski. Nim wolność owa wróciła, przez cztery lata trwała wzajemna rzeź narodów na wszystkich frontach Europy, pochłaniając miliony ofiar ludzkich, niszcząca miasta i wsie.

Nienadówka znalazła się również w orbicie działań wojennych. Gdy rozpoczął się pod Lublinem kontratak wojsk rosyjskich i armia austriacka zaczęła się w roku 1915 cofać w popłochu ku południowi, nadszedł moment, na szosie biegnącej od strony Sokołowa znalazły się oddziały obu wojsk. na polach plebańskich doszło do krwawej potyczki w której padło kilku Moskali. Artyleria rosyjska ostrzelała wieś na szczęście obyło się bez pożarów i zniszczeń, tylko w kilku miejscach m.in. w ogrodzie Bartłomieja Nowińskiego, pozostały jako ślady tego epizodu doły po wybuchach kul armatnich.

powiększ zdjęcie Karty mobilizacyjne do armii cesarskiej otrzymało z Nienadówki kilkuset mężczyzn z wielu roczników. Zginęło na frontach: włoskim pod Piawą i rosyjskim, ponad 50 ludzi, rannych - w tym kilku 50 % inwalidów - wróciło tyle samo. Wielu żołnierzy przebywało w niewoli rosyjskiej. W legionach Józefa Piłsudskiego walczących przy boku armii austriackiej, służyło około 5 nienadowiaków, m.in. Jan Ożóg, syn młynarza Jędrzeja, Stanisław Ożóg syn "stojałowczyka" Wojciecha i Wojciech Chorzępa, absolwent seminarium nauczycielskiego, dwu z nich zginęło na froncie.

Pod koniec wojny wróciło z emigracji francuskiej z armią Hallera, około 6 Nienadowiaków. Walczyli Oni pod Przemyślem i Lwowem
Młode państwo polskie, powstałe po wojnie w bardzo uszczuplonych granicach i z bardzo małym dostępem do morza, znalazło się wobec konieczności poszerzenia posiadłości na wschodzie. Wyprawa młodej armii polskiej dowodzonej przez Piłsudskiego, na Rosję gdzie dokonano w roku 1917 pod wodzą Lenina rewolucji społeczno- politycznej, doprowadziła z początku do zajęcia Ukrainy wraz z Kijowem oraz
powiększ zdjęcie
Litwy i Białorusi, potem jednak armia czerwona przeszła do kontrataku. W bitwie pod Warszawą doszło do zatrzymania i złamania sił wroga. W pokoju ryskim uzyskała Polska część Litwy i Białorusi, oraz tak zwaną Ukrainę Zachodnią aż po rzekę Zbrucz. Warto przypomnieć że w zwycięskiej wojnie z bolszewikami i zdobyciu Kijowa brało udział około 10 nienadowiaków. Jeden z Nich Józef Zdeb (mój wujek), został ranny pod Warszawą i otrzymał odznaczenie bojowe. Legionista Wojciech Chorzępa służył wtedy w randze porucznika w armii północnej dowodzonej przez gen. Latinika.

W ciągu dwudziestu okrągło lat suwerennej niepodległości dużo się, oczywiście, w Nienadówce zmieniło. Kasa pożyczkowa nazwana kasą Stefczyka służyła wydatnie rolnikom, z których ten i ów dokupił sobie gruntu na miejscu albo ruszył na Podole jako osadnik. Dom Ludowy huczał często od zabaw i rozbrzmiewał słowem domorosłych aktorów, straż pożarna ratowała od ognia. Założono w roku 1924 spółkę mleczarska i zbudowano jednopiętrowy murowany dom dla maszyn służących do przetworów mlecznych. Nienadówka stała się kierującą na przestrzeni wielu powiatów pod względem spółdzielczości.
Ks. Bukała za swoje zasługi społeczne został mianowany dziekanem dekanatu sokołowskiego, a kierownik szkoły Pieńczak przeszedł w roku 1924 na emeryturę i przeniósł się do Rybnika. Na jego miejsce przybył Stanisław Marczyk i od razu zaczął zdobywać sobie duże wpływy we wsi. U kresu jego rządów "duchowych" nie należał niestety do dobrych. Po przewrocie majowym w roku 1926, dokonanym przez Józefa Piłsudskiego, zorganizował wespół z wójtem Szczepanem Nowakiem sklep Kółka Rolniczego, ale lustracje przeprowadzone tutaj stwierdzały kradzieże i malwersacje.
Kierownik sklepu, wójt Nowak naiwnie tłumaczył swoje niedobory ... inwazją szczurów na lokal sklepowy. Marczyk i wójt stworzyli wraz z kilkoma innymi społecznikami komórkę organizacji sanacyjnej i "wsławili się " wypędzeniem z posady samouka organisty Jakuba Ożoga (mojego ojca) który przez długie lata zyskał sobie imię niezłego muzykusa i bezinteresownego kasjera w kasie Stefczyka. Coraz gorsze z biegiem czasu kierownictwa mleczarni, kółka rolniczego i jego filii w Nienadówce Górnej, które przeszły w ręce bezkarnych sanacyjnych defraudantów, doprowadzały koniec końcem do upadku tych bardzo pożytecznych instytucji społecznych. Przeciw ciężkiemu kalibru malwersantom sklepowym takim jak Szczepan Pietryga i Marcin Kołodziej nie wytaczano procesów sądowych.

W okresie międzywojennym wielu gospodarzy kształciła swoje dzieci w szkołach średnich i wyższych. Oto lista wybitniejszych przedstawicieli inteligencji, pochodzącej ze wsi:

Stanisław Hertel ukończył gimnazjum humanistyczne w Rzeszowie, a potem filologię polską w Uniwersytecie Jagielońskim, uzyskując tam dyplom doktora filozofii. Był profesorem gimnazjalnym w Łucku i ogłosił drukiem kilka rozpraw literackich o powieściach J.I Kraszewskiego.

Józef Nowiński, po ukończeni gimnazjum klasycznego w Rzeszowie, studiował prawo na uniwersytecie Warszawskim, pisał artykuły do "Przyjaciela Ludu" oraz "Kuriera Porannego" i zamieszkał w Warszawie.

Adam Nowak ukończył gimnazjum klasyczne w Rzeszowie i pracował w przedsiębiorstwie Kanalizacyjnym w Krakowie.

Franciszek Chorzępa po maturze uzyskanej w gimnazjum klasycznym w Rzeszowie i zdobyciu dyplomu magistra na wydziale prawa w Uniwersytecie Poznańskim pracował w sądownictwie w Poznaniu.

Wojciech Wiskida ukończył gimnazjum humanistyczne w Rzeszowie, a potem studia w Instytucie Teologicznym w Przemyślu.

Marcin Zdeb po uzyskaniu matury w gimnazjum humanistycznym w Rzeszowie i zdobyciu stopnia podporucznika w podchorążówce pracował w urzędzie pocztowym w Zdołbunowie i Łucku,. Zginął później w sowieckim obozie jenieckim w Katyniu.

Marcin Ożóg po ukończeniu gimnazjum w Rzeszowie i Szkoły Podchorążych odbywał czynną służbę w wojsku polskim i umarł w roku 1939 w stopniu porucznika.

Józef Śliż zdobył maturę w gimnazjum humanistycznym w Rzeszowie, skończył wydział prawa w Uniwersytecie Jagiellońskim uzyskawszy tam dyplom magistra, pracował sądownictwie w Poznaniu i w czasie wojny umarł w Sokołowie na gruźlicę.
Władysław Nowiński po ukończeniu gimnazjum humanistycznego w Rzeszowie, uzyskał dyplom inżyniera na Politechnice Lwowskiej. Wykształcił się na świetnego budowniczego mostów żelaznych.

I siebie powinienem wymienić. Ukończyłem gimnazjum humanistyczne w Rzeszowie i następnie filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim, uzyskując tu dyplom magistra. Opublikowałem wiele utworów poetyckich, opowiadań i artykułów z zakresu krytyki literackiej w prasie literackiej ("Okolice Poetów", "Tęcza", "Kurier Literacko-Naukowy ", "Na szerokim świecie", "Pion", "Ateneum", "Skamander" i in. oraz wydawnictwach książkowych. Przez dziesięć lat nie dojadali w domu, matka, brat i siostry, a ojciec co tydzień dowoził mi wozem na stancję w mieście chleb masło w odległości 20 km, słota nie słota, deszcz nie deszcz, mróz nie mróz, abym mógł zdobyć wiedzę i do czegoś dojść.

Ale... wracajmy do rzeczy. Ogół mieszkańców sympatyzował w okresie dwudziestolecia przede wszystkim z polityką stronnictwa Ludowego "Piast", na czele którego stał znakomity polityk i wielki trybun ludu, kilkakrotny premier, Wincenty Witos. Trafiali się także zwolennicy lewicowego odłamu Stronnictwa, któremu przewodził Stapiński. Zdolnym miejscowym przywódcą ludowym był Walenty Nowak, świetny mówca o ciętym języku, ogłaszający często ostre ataki na sanacyjnych "gospodarzy" w "Piaście" i "Przyjacielu Ludu", parający się także co nieco poezją.

Z licznych organizacji młodzieżowych, które powstawały pod rozmaitymi patronatami, dłuższą i trwalsza pamięć zostawiło koło "Wici", zorganizowana przez Andrzeja Jodłowskiego w Nienadówce Górnej. O ile pamiętam, w roku 1935 przeprowadzono w kraju reformę administracyjną, mocą której zwierzchnik wsi otrzymał nazwę sołtysa. Potworzono tzw gminy. W skład każdej z nich wchodziło kilka wsi czyli gromad i na jej czele stał odtąd wójt. Wieś weszła w skład gminy Sokołów-wieś, której pierwszym a zarazem ostatnim wójtem został Adam Rumak z Trzebuski.

Ks. Bukała przeniósł się w roku 1935 do parafii w Sokołowie, a na jego miejsce zjawił się ks. Michał Bednarski. Ten postarał się o zbudowanie okazałej murowanej plebani.
powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie


powiększ zdjęcie Już w kilka dni po najeździe Hitlera na Polskę a więc 6 września 1939 roku, znalazła się Nienadówka w obszarze działań wojennych. Po kilkakrotnym nalocie niemieckich samolotów zostało na polach wiele lejów po bombach, a na szosie w pobliżu mostu trupy uciekinierów z obcych stron. Udział w działaniach wojennych brało około 15 Nienadowiaków, odbywających wówczas służbę wojskową i kilku powołanych kartami
mobilizacyjnymi rezerwistów, m.in. Walenty Nowak i Józef Zdeb, który przebywał potem przez pewien czas w niewoli.

W okresie okupacji ukrywali się we wsi przed Niemcami rodacy Józef Nowiński i kpt. Wojciech Chorzępa z Warszawy, a oprócz tego publicysta "Wiadomości Literackich" Antoni Sobański z Warszawy i Ewa Grotowska z Krakowa z dwoma małymi synami Kazimierzem i Jerzym, z których pierwszy jest dziś profesorem zwyczajnym przy katedrze fizyki na Uniwersytecie Jagiellońskim , a drugi cieszy się światowym rozgłosem jako eksperymentalny reżyser teatralny.

Hitlerowcy wymordowali wszystkie rodziny żydowskie. Było ich Sześć: Grossów, Falsenfeldów i Krautów, liczących w sumie 25 osób. Trzech młodych żydów zbiegłszy z getta sokołowskiego, do którego zostali spędzeni Izraelici z całej okolicy, ukrywało się w roku 1943 w lasach nienadowskich, a jedna żydówka z małym niemowlęciem w chlebowym piecu opuszczonego domu w Nienadówce Dolnej, ale i ich dosięgły obławy policyjne. powiększ zdjęcie

Dookoła powstawały podziemne organizacje bojowe. W północnej dzielnicy wsi Stobiernej, zwanej Krzywe, która należała kiedyś do parafii nienadowskiej, powstał w roku 1942 oddział komunistycznej Gwardii Ludowej "Iskra". Ukrywał się on w lasach nienadowskich i dokonywał stamtąd pod wodzą Stanisława Szybistego wielu akcji dywersyjnych, skierowanych przeciw okupantowi. Na teren Nienadówki dotarły również organizacje podziemne. Ale bardziej umiarkowane. W szeregi Armii Krajowej, wciągnięci zostali za pośrednictwem nauczyciela Józefa Guzendy i studenta Politechniki Lwowskiej Jana Nowińskiego wszyscy niemal wojskowi i rezerwiści i wielu innych. Myślę, że było wszystkiego dwa plutony. Niektórzy z akowców, jak Jakub Gielarowski, Jan Buczak, Jakub Noworól i Jan Ożóg (syn Antoniego) dali się poznać jako odważni bojówkarze. Dokonali oni szeregu udanych zamachów na rozmaitych konfidentów niemieckich m.in sołtysa Walentego Kołodzieja, gajowego Józefa Bełza i dziedzica z Przewrotnego hr. Politalskiego.
powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie
Wieś nawiedzali często żandarmi niemieccy strzelając do mijanych w drodze ludzi dla zabawki. Tak zostały zabite dwie osoby. Wieś przeżyła też krwawą pacyfikację 21 czerwca 1943 roku, kiedy to pola zostały otoczone wojskiem a z rąk strzelających esesowców zginęło 7 ludzi: dróżnik Jan Chorzępa, Józef Chorzępa, Stanisław Chorzępa, Józef Malec, Stanisław Malec i Michał Zapora oraz gość z obcych stron niejaki Kantor, a do obozu koncentracyjnego wziętych zostało 1o osób m.in. prawnik Józef Nowiński i Stanisław Ożóg, wróciło tylko dwóch - Franciszek Wójcik i Tomasz Wójcik.


Wieś objęta została siecią tajnego nauczania. Komplety szkoły podstawowej prowadzili w roku 1943 i 1944 nauczyciele Marian Robak i Józef Guzenda, komplety gimnazjalne zaś Jana Nowińskiego i ja. Podczas jednej z obław został aresztowana przez gestapowców Nowiński. Zamordowano go w Pustkowiu. W maju 1944 roku przeegzaminowanych zostało ponad 20 osób. Wśród uczniów był także młody Kazimierz Grotowski z Krakowa. obecnie profesor uniwersytetu Jagiellońskiego.

powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie


Oddziały akowskie z Nienadówki brały udział w przejęciu broni zrzutowej, którą przewoził nocami w lasy samolot angielski z zajętej już w maju 1944 roku Sycylii. 21 lipca tegoż roku ruszyły w lasy pod Kolbuszową dwie drużyny AK z Nienadówki wespół z jedną drużyną z Sokołowa pod dowództwem por. "Agawy" - Józefa Cieślika. Batalionami "Kefiru" - tak nazywał się w konspiracji powiat Kolbuszowa- dowodził płk. "Boryna" - Józef Kordyszewski Rządzki. W sztabie pułku sprawowałem wtedy funkcję oficera oświatowego. Bataliony stoczyły kilkanaście krwawych potyczek z cofającymi się pod natarciem Armii Czerwonej od wschodu wojskami niemieckimi. Pluton "Agawy" natknął się 30 lipca na czołg niemiecki. Zostali wtedy ciężko ranni Tadeusz Nazimek z Sokołowa i Jan Nowak z Nienadówki. W dniu 1 sierpnia doszło do starcia plutonu "Agawa" z Niemcami pod Porębami Kupieńskimi w których padło ponad 60 szkopów. Na wyzwolonych przez wojska radzieckie i armię polską Berlinga terenach pobliskich polskich, uszczuplonych na wschodzie o 5 województw wprowadzono ustrój komunistyczny. Nowy kraj z dużym dostępem do morza, częścią Prus Wschodnich, Śląskiem i całym Pomorzem aż po Odrę, otrzymał nazwę Polski Ludowej. Jeszcze o jednym trzeba wspomnieć. wszystkie spółdzielnie na wsi w czasie wojny upadły i zginęły. W pierwszych dniach wojny zabrał ? bezprawnie cały majątek Kasy Stefczyka niejaki Jan Ożóg, zatrudniony jako płatny kasjer i ślad po nim zaginął. Stanęła praca w mleczarni, a kółko rolnicze wraz z filiami z Nienadówki Górnej przeszły w ręce prywatne i nie wiadomo mi żeby to się stało drogą darowizny. Dom Ludowy poszedł na rozbiórkę a drzewo sprzedane. Nowe władze przy obejmowaniu stanu posiadania we wsi przeszły nad wieloma tajemniczymi posunięciami żądnych grosza publicznego spekulantami, do porządku dziennego. Przestępców nie ścigano.

About | Privacy Policy | Sitemap
Copyright © Bogusław Stępień - 08/05/2013