Piotr uczył się dobrze, koledzy bardzo go lubili i szanowali, był wesoły koleżeński i chętny do pracy. Żyłby sobie tak szczęśliwie między swymi, żakami, chodziłby na przechadzki
za Rzeszów nad rzekę, lecz Świat się zmienia i ludzie także.
Pewnej niedzieli Piotr wyszedł na spacer nad rzekę i spotkał tam płaczącą kobietę. Wybałuszył swe czarne oczy i nie wie: widzi, jakaś panna siedzi z włosem rozwichrzonym, sukienka
w nieładzie, krew na twarzy, obok leży połamana parasolka. Poznał, że rozegrała się jakaś tragedia, pośpieszył do nieznajomej i rzucił nieśmiałe pytanie.
- Przepraszam, czy pani coś się stało ?
Kobieta usłyszawszy głos mężczyzny przestraszyła się i po chwili nieco zawstydzona odpowiedziała.
- Panie, kimkolwiek jesteś, ratuj mnie - tu wskazała ręką na przeciwny brzeg. Piotr nie wiedział o co chodzi, lecz nie mógł oderwać oczu, patrzył na nią, jak na jakieś zjawisko,
lecz po chwili widząc jak panna rzuca się jak w gorączce, ochłonął i ponownie zapytał co się stało.
Ratuj mnie i wyzwól z tej uwięzi - tu wskazała na nogi, które skrępowane były drutem. Piotr spojrzał na nogi, które przywiązane były drutem do drzewa, lecz i teraz nie mógł się
opanowań, stał i patrzył jak jego niewolnica wiła się i błagała o ratunek.
Kim pani jesteś ? - zapytał wreszcie - przecież pani nic nie grozi. Ach panie ! nazywam się Emilia i zostałam okradziona, o tam uciekają złodzieje. Piotr odwrócił się i widzi jak
dwoje ludzi uchodzi w pola, i zanim Emilia zdążyła cokolwiek rzec, już brodził w wodzie i wkrótce był na przeciwnej stronie, rzucił się w pogoń za złodziejami i gdy miał już ich
dopaść, usłyszał świst kuli nad głową, nie wiedział co ma robić czy ryzykować. Lecz żal mu było pięknej Emilii. Idzie. lecz opryszki puszczają w jego kierunku drugą i trzecią
kulę. Na szczęście chybione. Piotruś nie daje za wygraną, tylko w podskokach biegnie ku nim, bo jakaś siła nań działa, coś dodaje ma otuchy, rwie się jak szaleniec i idzie pod
kule. Wtem po kolejnym strzale, pada na ziemię. W pierwszej chwili nie wie co się z nim dzieje co spowodowało jego upadek. Czuje tylko przenikliwy ból w nodze i widzi idących ku
niemu opryszków, jak do upolowanego zająca, strzelcy.
W mig zrozumiał co się święci. Zauważył, że uderzył się tylko o wystający kamień i że nic sił nie stracił. Już miał się rzucić na złodziei lecz doszedł do wniosku, że to byłoby za
wcześnie. Leży i myśli co robić. Opryszki pewni, że śmiałek, śmiertelnie ugodzony już nie groźny, idą śmiało ku niemu, lecz chłopiec leżał bo obmyślał szalony plan. Gdy pochylili
się nad nim myśląc, że zabity, ten chwyta jednego za nogi,powala i nim się opamiętali, ich broń posiada już Piotr i krzyczy.
- Ręce do góry, do przodu marsz i pędzi ich ku rzece gdzie leży ta cudna Emila powiązana drutem.
I pędzi złodziei kulejąc, a tłum się zbiera coraz większy. Wreszcie policja uwalnia Piotra od dozoru nad opryszkami.
Wtem wpada w tłum, ta którą wyswobodził, którą sponiewieraną zostawił w krzakach. Rozbija tylko tych, którzy byli skupieni koło Piotra i rzuca mu się na szyję z krzykiem.
- Ach mój ty zbawco, mój drogi opiekunie, przyciąga jego głowę ku swojej i ... Piotr chciałby, aby ta chwila trwała bez końca. Lecz Emilii uprzykrzyło się i zaczęła cicho płakać.
Widząc łzy Piotr krzyknął:
- Nie płacz, ja nie dam cię skrzywdzić. I znów wziął ją w ramiona chcąc oddać jej dług, lecz ochłonął, gdy ujrzał jak wiele ludzi nań patrzy. Puścił ją zawstydzony i kulejąc wlókł
się z Emilią ku miastu.
- Widziałam jak walczyłeś, lecz nie mogłam ci pomóc, a źle byłoby z tobą gdyby cię zwyciężyli, byliby gorzej postąpili niż ze mną.
- A co oni z tobą zrobili - zapytał Piotr. Opowiem tobie wszystko lecz u mnie, tu urwała, bo usłyszała, że Piotr cicho zaklął.
— Przepraszam panią lecz noga bardzo mnie boli.
— I to wszystko przeze mnie, czym ja się panu odwdzięczę.
- Już pani mnie wynagrodziła.
- Pan życie dla anie ryzykował, ja wynagrodzić panu nie jestem w stanie bo chociaż odzyskam pieniądze skradzione to i tak wszystko za mało.
- To panią okradli ?
- Tak sprzedałam dziś kamienicę pod miastem po ojcu, bo trzeba panu wiedzieć, że jestem sierotą, posiadałam dwie kamienice, ot tę białą co ją widać, tu pokazała na piękny domek
parterowy, taką też sprzedałam, bo chciałam dokończyć studia... - co dalej mów pani ! -
- I te opryszki zwąchały to wszystko, pochwycili nad rzeką, zbili mnie przywiązali do krzaków i okradli, aż tu pan przychodzi, o tego nigdy nie zapomnę, nigdy !
Podczas rozmowy nie zauważyli jak podszedł do nich policjant.
- Czy pan tutejszy - zapytał Piotra.
- Tak - odpowiedział Piotr
- czy mógłby pan iść ze mną na komisariat ?
- Tak oczywiście - Pani niech tymczasem idzie do domu, a ja tam później przyjdę.
Przyszedł Piotr do Emilii, już nie ten dawny, nie ten żywy wesoły lecz smutny zamyślony, coś go zmieniło, coś się stało.
Emilia, ta znów nie miała granic dobroci jaką żywiła do swego wybawcy. Chciałaby mu nieba uchylić. Tu na ziemi nie miała nic takiego co mogłaby mu dać. Nie znała do tej pory, ani
w opisach ani w świecie takiego, który by dorównał Piotrowi. Był on dla niej wszystkim bohaterem, aniołem, ideałem opiekunem.
A on ? Ten już nic nie widział poza Emilią. Nie obchodził go świat, dawni koledzy, nawet o rodzinie zapomniał i żył nią i śnił, a czas upływał.
Przyszedł wreszcie moment, o którym nawet nie śnił. Emilia zaproponowała mu związek małżeński. Ileż to szczęścia się nagromadziło ile radości.
Rozpoczęli przygotowania do wesela. Piotr wyjechał na wieś. Podczas jego nieobecności Emilię odwiedził jej wuj. Powoli przekonał Emilię, że ta bogini zmieniła drogę, która była
źle obrana, dla niej jest lepszy.
Gerard, bo ma sklep i wagę na ladzie.
Przyjeżdża Piotr do swej marzycielki nieco smutny, bo ojciec nie pochwalił jego zamiarów. Schodzi do mieszkania swej narzeczonej i cóż widzi !
Rozmawia ona żywo z jakimś nieznajomym i oczom nie wierzy. Ona, która nigdy nie zdradzała, zrobiła to w ostatniej chwili.
- Cóż to znaczy Emilio ?
- Dlaczego pytasz, czy nie widzisz ?
- Proszę odpowiadaj !
- Przecież widzisz.
Młodzieniec na którego kolanach siedziała, szeptał jej na ucho:
- Mów ! mów mu otwarcie ! Odpowiedz temu chamowi.
- Piotrze tyś nie dla mnie, tyś jest ze wsi, a ja z miasta, idź sobie do takich jak ty.
- Emilio czyś ty zwariowała ?!
- Nie, nie zwariowałam, mówię przytomnie.
- Tyś naprawdę zwariowała !
- Ja wariatką ? Ja ? Gerardzie wyrzuć go z domu. Precz stąd ty Chamie !
Wszystko się zmienia, czas ma swoje dobre i złe strony, zdaje się człowiekowi iż wszystko jest na swym miejscu, że już nic nie trzeba, aż tu naraz coś się zepsuje, czegoś
zabraknie.
Emilia siedzi szczęśliwa w swoim pokoiku zadowolona, bo dziś jej najmilszy przyniesie jej upominki, dużo słodyczy, a ona mu się odwdzięczy sobą.
I przychodzi ten ukochany, ale jakiś smutny.
- Czemu się smucisz mój drogi ?
Nie wiedziała jak ma powiedzieć, drogi czy kochany, nie wiedziała co mu lepiej przypadnie do gustu, lecz ten drogi, nie troszczył się wcale o to, usiadł niedbale na kanapie i
powiedział:
- Czort z nim !
- Z kim ? zapytała Emilia z niepokojem.
- A z tym Piotrem - tu spojrzał złośliwie ne Emilię.
Drgnęła bojaźliwie i zapytała łagodnie - Powiedz co to takiego ?
Zapomniałaś pewnie co ?
- Co takiego ?
- Powiedziałaś mi pewnego razu, że kochałaś tam jakiegoś chama ze wsi, | później go odrzuciłaś, a on uciekł za granicę. Ot i teraz wojna, a ci uciekinierzy utworzyli za granicą
wojsko tak silne że Niemcy muszą im ustępować. Dziś dowiedziałem się że we Włoszech twierdzę Monte Casino zdobyli. Emilia chcąc się przymilić, podeszła do niego i rzekła.
- To nic, wy i tak zwyciężycie. Lecz kochanek odepchnął ją, kopnął i wrzasnął.
- Ale je muszę tam jechać i nadstawiać łeb pod jego kule. Wolałbym tu zostać, ale cóż kiedy tam się pchają. Wyjął butelkę wódki i pił do utraty tchu, lecz kiedy już był pijany
udał bardzo pokornego i uprzyjemnił Emilii wieczór. Lecz gdy wstał nazajutrz w pokoju nie było broni, ktoś zabrał pozostawiając drzwi i okna otwarte. Gerard wpadł w szał,
wrzeszczał:
- Piotry na zachodzie, na wschodzie, na południu. Oczy wlepił w wystraszoną Emilię, która trzęsła się jak liść osiki i na nogach stać nie mogła.
Chciała uciekać, bo kochany pienił się jak wściekły pies. Chwycił ją za ramiona rzucił na podłogę i dobył noża z krzykiem.
- Nie będziesz mi tu wydawała broni Piotrom ! - i odszedł.
Ciało Emilii leżało w kałuży krwi własnej i niczego już nie pragnęło.
koniec
|