Foto zmiany

Losowy album

Zostań współautorem !

Napisz do nas


Nasze Statystyki Odwiedzin
Hasło - sprawdzam
stat4u

Stanisław Jagusiak ps. Wicher


Wspomnienia
 Stanisław Jagusiak urodził się 29 stycznia 1925 roku w Nienadówce. Jest synem Katarzyny z d. Ożóg i Jana Jagusiaka, również członka AK, który zginął w obozie w Sachsenhausen. To kolejnych dwóch żołnierzy nienadowskich struktur Armii Krajowej, o których nic nie wiedzieliśmy, a teraz dopisujemy ich do naszego wykazu członków konspiracyjnego oporu podczas okupacji niemieckiej. Dzisiaj pan Stanisław Jagusiak mający 90-lat, tak wspomina tamten odległy już czas:



ps. "Wicher"


Do AK wstąpiłem w marcu 1943 roku. Przyjąłem pseudonim "Wicher". Jako młody wiekiem AK-owiec nie brałem udziału w akcjach dywersyjnych i bojowych. Byłem kurierem, miałem za zadanie przewożenie meldunków. Meldunki te zaszywano w moim kaszkiecie czapki. Jadąc rowerem wiozłem je na Wilki pod Raniżów do kapitana Nogi. Tam kaszkiet rozpruwano i wyciągano meldunek, później w ten sam sposób ukrywano rozkazy z którymi wracałem do Nienadówki.


powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie
powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie
Legitymacja przystąpienia do ZBOWiD, wydana 19 marca 1984 roku.


Należałem do drużyny Jakuba Noworóla u którego spotykaliśmy się w domu, znajdował się tam też radioodbiornik. Do drużyny należał również mój ojciec Jan Jagusiak, który do AK wstąpił kilka miesięcy wcześniej.

Jakub Nowról był dowódcą jednej z drużyn I plutonu, który zorganizował i dowodził Walenty Nowak ps. „Topór”

W akcjach bojowych czy dywersyjnych brali udział AK owcy starsi wiekiem. 14 marca 1943 roku mój ojciec i Jakub Ożóg brali udział w przyjęciu z rzutów w lasach za Przewrotnem. Przywieźli 2 furmanki broni, którą schowano u nas pod stodołą. Mieliśmy wtedy psa, który bardzo szczekał na obcych. Dwa dni po ukryciu przez Nas broni, pies zaczął wściekle na kogoś ujadać. Usłyszeliśmy strzały. Wiedzieliśmy już, że jest źle. Do chałupy wpadli Niemcy. Był z nimi Nasz sołtys i stryjenka ze Stobiernej, żona mojego stryja Józefa, oboje stali na podwórku. Niemcy jak się okazało szukali stryja, który działał w konspiracji na Stobiernej. Stryjenka powiedziała im że stryj jest u Nas w Nienadówce. Zabrali ją i przyjechali do Nienadówki zabierając po drodze sołtysa Chorzępę. Niemcom bardzo zależało na schwytaniu stryja Józefa, u Nas go jednak nie zastali. Rozpoczęli przeprowadzać rewizję w chałupie. Byliśmy pewni ze tu nic nie znajdą, ale baliśmy się co będzie jak pójdą do stodoły zamienionej na magazyn pełny broni. Niemcy znaleźli w szufladzie składki na LOK, które płaciłem jeszcze będąc uczniem. Rewizję na szczęście zakończyli na chałupie. Kazali jednak mnie i mojemu ojcu zbierać się z Nimi..


powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie
Legitymacja potwierdzająca członkostwo w Korpusie Weteranów Walk o Niepodległość Rzeczypospolitej Polskiej



Aresztowanie


Zawieźli nas na Gestapo do Rzeszowa na ul. Jagiellońską. Każdego z nas zamknięto w osobnym pomieszczeniu. Przesłuchiwali mnie co 2-3 godziny. Bili i torturowali w nieludzki sposób. Ojciec mój przechodził to samo. Pamiętam jak raz wsadzili mnie do zimnej wody po pas musiałem tak stać bardzo długo. Czułem jak opadam z sił i że jak postoję jeszcze z 10 minut to upadnę do tej wody. Wyciągnęli mnie na szczęście, by znów rozpocząć kolejne przesłuchanie. Pamiętam, było mi tak strasznie zimno, cały się trząsłem, nie mogłem wypowiedzieć ani słowa. Dali mi szklankę gorącej herbaty, nic im jednak nie zdradziłem. Innym razem zamknęli mnie w ciasnej szafie, gdzie nie miałem możliwości nawet poruszenia się, cały zdrętwiałem. Kiedy w końcu otworzyli drzwi wypadłem z szafy bez ruchu na posadzkę. Znów mnie bili i przesłuchiwali. Nie powiedziałem im nic. Mój ojciec także nikogo nie zdradził, pomimo stosowania przez Niemców okrutnych tortur


Na Zamku


Po 9 dniach przesłuchań na Gestapu przy Jagielońskiej, zostaliśmy przeniesieni na rzeszowski zamek (więzienie). Tam dowiedzieliśmy się że stryjenka została wkrótce po Naszym aresztowaniu zamordowana w Świlczy i pochowana w miejscu rozstrzelania, w rowie przy cmentarzu. Stryj Józef przy pomocy tamtejszego podziemia przeniósł jej ciało i pochował na cmentarzu w Stobiernej. Na Zamku zostałem umieszczony w 12-nasto osobowej celi. Ojca ze mną nie było, trafił do innej.

Pamiętam 21-letniego współwięźnia, nauczyciela z Budziwoja. Po dwóch dniach przesłuchiwań nie miał sił podnieść ręki by zjeść posiłek. Karmiłem go. Więźniowie pomagali sobie wzajemnie. Pomimo ciężkich warunków i bestialskich przesłuchań Niemcy pozwalali Nam w niedzielę na udział we mszy świętej w kaplicy zamkowej. Jeden z więźniów o nazwisku Gąsior powiedział mi, że jak będę w kaplicy mogę wykorzystać okazję i poszukać swojego ojca. Udało się spotkałem go i rozmawiałem. Powiedział mi, że ja prawdopodobnie zostanę zwolniony, ale On raczej nie. Faktycznie mnie zwolniono po 2 miesiącach. Ojciec przebywał jeszcze na rzeszowskim zamku kolejnych 7 miesięcy.

Wywózka do obozu i śmierć ojca


Ojciec, Jan Jagusiak po około 9 miesiącach pobytu w rzeszowskich katowniach został wywieziono do obozu w Pustkowie, a stamtąd do KL Auschwitz (Oświęcim). Następnie został wywieziony transportem do Niemiec trafiając do obozu w Sachsenhausen. Był tam zatrudniony jako robotnik leśny. Jednego dnia wracając po pracy z lasu do obozu mój ojciec schylił się, by podnieść leżący na drodze kawałek brukwi, która spadła z wozu. Więźniom nie wolno było tego robić, zauważył to eskortujący więźniów strażnik, padł strzał. Mój ojciec został zastrzelony.

Ja po zwolnieniu z więzienia i powrocie do domu pomagałem mamie w gospodarstwie.

Pacyfikacja Nienadówki



Pamiętam doskonale dzień pacyfikacji. Wybrałem się w ten dzień z rana razem z kolegą Michałem Ożogiem do lasu na Wysoką. Idziemy sobie polem pośród zbóż i nagle pojawili się Niemcy. Mojego kolegi nie zauważyli, udało mu się pójść dalej, mnie zatrzymali i kazali iść z sobą do wsi. Poprowadzili mnie i innych zabranych po drodze na plac koło Nowińskich (Nienadówka Górna). Tam okazało się, że nie mam przy sobie żadnych dokumentów. W asyście Niemców wróciłem po nie do domu, za ich pozwoleniem zdążyłem jeszcze nakarmić konie i zjeść śniadanie. Ponownie razem z Niemcami udałem się na plac, ale już przy głównej drodze. Tam Niemcy dokonywali selekcji niendowskich chłopów. Jeden z Niemców wydawał mi się znajomy. Okazało się, że to ten sam Niemiec, który przesłuchiwał mnie w rzeszowskim więzieniu. Niemiec też mnie rozpoznał i nie spuszczał ze mnie oczu. Nie żądał też ode mnie dokumentów, skierował mnie do grupy ludzi stojących obok mostu. Miałem szczęście Ci odsyłani na most zostali później wywiezieni do obozów w Pustkowie i Oświęcimiu. Wojnę udało mi się przeżyć, przeżył również stryj Józef Jagusiak ze Stobiernej. Mojemu ojcu się nie poszczęściło.


Czas powojenny


Po wojnie w 1950 roku ożeniłem się z Anielą z d. Pikor. Wychowaliśmy sześcioro dzieci: Jana, Zofię, Tadeusza, Franciszka, Andrzeja i Helenę.

Stanisław Jagusiak



* * * * * * *
Kapitan Noga wymieniony jako odbierający meldunki, to w rzeczywistości por. Henryk Noga ps. „Żbik” dowódca utworzonej w 1942 w Raniżowie placówki AK.

Obwód „Kefir”
plac: Raniżów – kryptonim „Rabuś” dowódca por. Henryk Noga ps. „Żbik”
plac: Sokołów miasto – krypt. „Sosna I” dowódca por. Franciszek Tupaj ps. „Kalina”
plac: Sokołów wieś – krypt. „Sosna II” dowódca Józef Guzenda ps. „Pszczoła”.


Dziękuję za udostępnione wspomnienia, dzięki nim mogę do listy członków AK w Nienadówce dopisać nie tylko Jana i Stanisława Jagusiaka, ale i Jakuba Ożoga, wspomnianego przy okazji podjęcia z rzutu i transportu broni.



Stanisław Jagusiak zmarł 26 maja 2015 roku. Spoczął obok swojej małżonki Anieli na cmentarzu parafialnym w Nienadówce.
powiększ zdjęcie powiększ zdjęcie

Redakcja

Comments: 0

About | Privacy Policy | Sitemap
Copyright © Bogusław Stępień - 08/05/2013