Foto zmiany

Losowy album

Zostań współautorem !

Napisz do nas


Nasze Statystyki Odwiedzin
Hasło - sprawdzam
stat4u

Konspiracja i partyzantka


Jan Bolesław Ożóg
Bywają na wsi okresy, kiedy właściwie nie ma w co rąk włożyć. Zwłaszcza jesienią i zimą, w długie, ciężkie wieczory i noce. Starałem się w czasie wojennego przymusowego pobytu w Nienadówce jak najwięcej pisać i czytać właśnie w takie białe i czarne, koszmarne doby.

Urządzałem wypady do pobliskiego miasteczka Sokołowa. Tutaj wszedłem w znajomości ze starą nauczycielką Stefanią Czerkawską, entuzjastką poezji Staffa, Tuwima i w ogóle skamandrytów, a potem z profesorem gimnazjalnym Andrzejem Dańczakiem, który obecnie z powodu zamknięcia szkół pracował w aptece swojej siostry.

Zarówno u Czerkawskiej, jak w aptece, można było podyskutować na tematy literackie, poplotkować o polityce i pożyczyć do czytania coś z Wiktora Hugo, Dostojewskiego, Gorkiego, Gidea, Iwaszkiewicza, Zegadłowicza ("Motory") itp. Dyskusje te i lektura dawały mi złudzenie, że nic się nie dzieje, że na świecie panuje spokój.

Ale o spokoju nie mogło być oczywiście mowy. Wojna nie omijała nawet tak cichych zakątków, jak Nienadówka, Trzebuska czy Sokołów.

Byłem świadkiem eksportacji tutejszych Żydów do getta w Sokołowie. Kolbuszowski kreishauptmann, zbir hitlerowski Twardoń osobiście dokonywał egzekucji publicznych, strzelając z rewolwerów do wybranych na pastwę ofiar. Biedni Izraelici usiłowali uciekać z getta, kilku z nich kryło się w nienadowskich lasach, kilku u chłopa w Trzebusce. Naturalnie niedługo chodzili na wolności sypiając czasem zimą w grubach na ziemniaki. Żandarmeria niemiecka dostała ich w obławach i stracono ich wraz z udzielającymi im pomocy chłopami. Pewna młoda Żydówka chcąc uchronić swoje małe dziecko od zagłady, ukrywała się przez długi czas w opuszczonym domu na skraju Nienadówki w piecu chlebowym. Zobaczył ją kiedyś jakiś podlec i doniósł o tym na posterunek policji granatowej. Złapano ją i rozstrzelano na miejscu. Ktoś z gospodarzy zdążył tylko z narażeniem życia ukryć jeszcze jej dziecko. Odda je potem na wychowanie siostrom służebniczkom w ochronce.

Organizowano ze strony hitlerowców ustawicznie obławy i łapanki po całej okolicy i wywożono schwytanych w najlepszym razie na roboty do Trzeciej Rzeszy.

Bałem się o swoją skórę. Byłem na oku sołtysa, który był konfidentem i donosił władzom okupacyjnym o każdym niepożądanym elemencie we wsi, a ja przecież jako niepracujący inteligent, w dodatku dawny uciekinier z seminarium duchownego, uchodziłem za wyrzutka społeczeństwa.

Sołtys (niejaki Walenty Kołodziej) został wyrokiem sądu podziemnego zastrzelony w swoim domu, ale to mojej sytuacji i sytuacji innych nie polepszyło.

Wieś przeżyła jednego czerwcowego dnia krwawą pacyfikację. Napuszczony został tutaj oddział SS, który przez kilka godzin szalał i mordował. Zostało zabitych dziesięciu niewinnych ludzi, wielu rannych, a do obozu (do Pustkowa) wzięto ponad dwudziestu mężczyzn i nikt stamtąd żywy nie wrócił.

Ocalałem tego dnia tylko cudem, uciekając przed strzałami, które oddawał za mną pędzący na motocyklu zbir hitlerowski. Zdołałem się schronić w zbożu na polach.

Nastrój ogólnego zagrożenia, chęć pomsty na znienawidzonych szkopach i ogólna, coraz bardziej wzrastająca nędza i głód sprzyjały wszędzie, tak na wsi jak i w mieście, powstaniu zbrojnych organizacji bojowych. Na terenie powiatu kolbuszowskiego pojawiły się komórki Armii Krajowej, a potem Gwardii Ludowej i Batalionów Chłopskich.

Z wiosną 1943 roku wciągnięty zostałem za pośrednictwem miejscowego nauczyciela Józefa Guzendy do AK. Przydzielono mi funkcję pod referenta prasowego na powiat. Do zadań moich należało gromadzenie materiałów do okręgowej prasy. W Rzeszowie wychodziło ( co 10 dni) pismo "Na posterunku", w Kolbuszowej “Wiarus", w Sokołowie "Oracz". Gazetki te zasilałem, jak mogłem artykułami i notatkami swoimi i nieswoimi, informującymi o terrorze wroga, a z końcem 1943 roku pojawiać się zaczęły w jednej z nich, mianowicie w "Na posterunku" także moje wiersze wojenne. Naturalnie autentyczne, naprawdę ... z przeżyć. I to jakich !

W roku 1944 ogłosiłem ich więcej. Zebrałem wszystkie wiersze wojenne w cykl "Romans z karabinem" i wysłałem drogą służbową do zwierzchnich władz akowskich. Cały zbiorek miał się ukazać drukiem pod firmą Referatu Propagandy AK.

Bezpośredni mój zwierzchnik, referent prasowy Michał Mokrzycki, którego znałem wtedy tylko pod pseudonimem Orlik, podobał się mi jako bojownik i organizator, był ofiarny i niesłychanie odważny.

Spotkałem się z nim raz na odprawie w Widełce. Zdziwiłem się ogromnie, gdy stanął przede mną chudy o śniadej twarzy i ognistych oczach człowiek, z odciętą całkowicie jedną nogą, przekazując mi bardzo ważne komunikaty radiowe z Londynu. Poruszał się z trudem przy pomocy metalowej laseczki, a w dalszy teren jeździł na skromnym, sfatygowanym rowerze. Potrafił jakoś bez wsypy redagować rozmaitą prasę, a przede wszystkim "Wiarusa”, naturalnie na powielaczu, przez długie miesiące i lata.

Po nawiązaniu kontaktu z prof. Pigoniem w Krakowie, który prowadził tajne wykłady i przyjął moją pracę magisterską, pisaną w roku 1941 wciągnięto mnie na terenie powiatu kolbuszowskiego także do tajnego nauczania. Przez cały rok szkolny, od Jesieni 1943 roku do czerwca 1944 roku bawiłem się w nauczyciela gimnazjalnego. Na kilku zorganizowanych, kompletach z młodzieżą wiejską z Nienadówki i pobliskich wsi Trzebuski i Turzy uczyłem języka polskiego, łaciny, historii. Wynagrodzenia, które wypłaciły mi władze akowskie użyłem przede wszystkim na kupno własnego garnituru i butów.

Około 20 lipca 1944 roku zbliżyła się do granic powiatu kolbuszowskiego bez przerwy od wielu miesięcy napierająca na cofające się wojska niemieckie Armia Czerwona.

Dowódca AK na powiat Józef Boryna Rządzki zarządził pełną mobilizację wszystkich oddziałów bojowych. Poszedłem - na ochotnika w lasy. Nosiłem na ramieniu angielski sten ( z broni zrzutowej), za pasem amerykański wielostrzałowy pistolet i granaty. Brałem udział w kilku potyczkach, m.in. w bitwie pod Porębami Kupieńskimi ( w dniu 1 VIII), w której legło trupem ponad 70 Niemców. W sztabie pułkownika pełniłem funkcję oficera oświatowego. Pisałem oczywiście także wiersze.

Czekałem ciągle jeszcze na druk "Romansu z karabinem" Niestety sprawa schodziła coraz bardziej na boczny tor. Wkrótce cała połowa kraju została uwolniona spod niewoli niemieckiej, Armia Krajowa swoją działalność zakończyła i publikowanie wierszy antyniemieckich w drukarni konspiracyjnej było niepotrzebne.


x) Artykuł niniejszy opublikowany został w Magazynie Kulturalnym WIDNOKRĄG dodatek do numeru 33 (306) "Nowin Rzeszowskich" z dnia 13 sierpnia 1967 r.

x) Poniżej oryginalny materiał ze zbiorów Społcznego Komitetu Obchodów 400 lecia wsi Nienadówka




opr: Bogusław Stępień


About | Privacy Policy | Sitemap
Copyright © Bogusław Stępień - 08/05/2013