Foto zmiany

Losowy album

Zostań współautorem !

Napisz do nas


Nasze Statystyki Odwiedzin
Hasło - sprawdzam
stat4u

Pomnik - zacieranie śladów


Bezmyślność władz

(..) Dobrze też — dodają — że pomnik się ostał. Wyrażają, przekonanie, że pamięć walczących i poległych za Polskę nie będzie przesiewana przez sito ideologiczne. A przelanej krwi nie będzie się ważyć miarą przynależności partyjnej lub takiego czy innego oddziału partyzanckiego (..)


Bohaterowie artykułu Ryszarda Zatorskiego pt. "Pamięć bez ideologii" przedstawionego poniżej, zakończyli artykuł powyższymi słowami mając nadzieję, że miejsca czyjejś śmierci, upamiętnione, są miejscami świętymi, nie do ruszenia, niestety. Przyszła władza dla której nie ma świętości miejsc historycznych, szał niszczenia rozpanoszył się w całym kraju. Gdzieś tam w wielkim świecie, w Warszawie, sądom czasem udaje się odwrócić bzdurne decyzje, w Nienadówce nie miał się kto upomnieć, ani nie miał szans przeciwstawić się barbarzyńskiemu czynowi. Skazano pomnik upamiętniający od 1969 roku, śmierć z rąk okupanta hitlerowskiego siedmiu partyzantów z oddziału "Krakusy", w starej szopie na Porębach. Oddział swoją nazwę przyjął na cześć kosynierów z "Insurekcji kościuszkowskiej", którzy również nosili to miano.


Pani Anna Pikor wspomina:
Jak przyszło pierwsze pismo od pani wojewody podkarpackiej, nie wiedzieliśmy co robić. Byliśmy bezradni, własnymi siłami trudno było nakaz wyburzenia wykonać, a baliśmy się, że nałożą na nas kary za niewykonanie. Jednego dnia zjawiła się w pobliżu koparka prawdopodobnie prowadząca jakieś prace gminne, ktoś zadecydował, że zajęła się również i pomnikiem, został przez nią zrównany z ziemią.
Pomnik, który na Porębach przetrwał prawie 50 lat, zburzono. Po tygodniu lub dwóch po wyburzeniu pani Pikor Anna otrzymała drugie pismo, które potwierdzało obawy z pierwszego. Pismo datowane 4 kwietnia 2018 roku przypominało, że pomnik propaguje komunizm
i jako taki ma zostać zburzony. Pani wojewoda zobowiązuje właścicielkę gruntów na którym tenże pomnik stoi do podjęcia działań zmierzających do usunięcia z przestrzeni publicznej do dnia 21 marca 2018 roku. Pismo również zobowiązuje właścicielkę do poinformowania urzędu wojewody o podjęciu działań w przedmiotowej sprawie. Jako że miejsce upamiętnienia zostało zrównane z ziemią kilkanaście dni przed otrzymaniem tej kolejnej korespondencji zobowiązującej, wystraszona pani Anna Pikor powiadomiła telefonicznie szacowny urząd, że pomnika już niema.

To miejsce wryło się w pamięć i świadomość ludzi nie tylko tam mieszkających, przyjeżdżały też rodziny zamordowanych partyzantów, składano kwiaty, palono znicze, nikomu nie przeszkadzał, a przypominał. Wśród mieszkańców Porąb przetrwała wiadomość nie tylko o dwóch partyzantach, którzy mieli przeżyć tamtą straszną noc, krąży również taka, że jednym z zabitych partyzantów oddziału GL "Krakusy" był zakonnik lub kleryk. Wiadomość ta przekazana była podobno przez rodziny odwiedzające po wojnie ich groby w tym miejscu. Rodziny te zabrały kilka lat po wojnie ciała poległych partyzantów z tego miejsca. Dokąd i gdzie spoczęli ostatecznie, nie wiadomo. Jeszcze kilka lat temu, były już mieszkaniec Porąb, chciał ten pomnik wyremontować, dziś to już tylko puste miejsce, miejsce, które może kiedyś, znów ktoś upamiętni.
Właścicielka gruntu na którym pomnik się znajdował, pani Pikor Anna, mówiła:
Jest mi bardzo przykro, że pomnik nakazano nam zburzyć. Nikomu nie przeszkadzał, po wojnie przez kilka lat do pomnika przyjeżdżały rodziny, we wszystkie święta państwowe harcerze trzymali straż, przychodziły tu wycieczki ze szkół. We wszystkich świętych mieszkańcy Porąb i ludzie przejeżdżający przez Poręby palili tu znicze. Przecież oni nie propagowali komunizmu. Tam zginęli Polacy, nieważne w jakim wojsku służyli. Ci co tam zginęli to ukrywali się w szopie u nas koło drogi. Ta stodoła za mną stoi na miejscu tej starej szopy. Ich było siedmiu, ja słyszałam że dwóch z nich przeżyło.

Mieszkańcy Porąb w rozmowach byli podzieleni co do słuszności zburzenia pomnika, część, wyrażała swoje oburzenie i byli bardzo tym czynem zbulwersowani. Inni na pytanie czy postąpiono słusznie, odpowiadali twierdzącą, że powinno się burzyć takie pomniki, bo gwardziści byli zdrajcami i donosicielami. Trudno mi się z tymi drugimi zgodzić, bo jak wiemy i możemy przeczytać w dalszej części materiału, to Ci pomordowani gwardziści zginęli w tym miejscu na wskutek zdrady i donosu do władz okupacjach. Jeszcze inni chętni na początku do rozmowy i udzielania informacji po czasie zamilkli tłumacząc, że nic nie pamiętają. Cóż, uważają chyba, że to kolejna sprawa o której mówić nie trzeba.
Poniżej przedstawiam trzy zdjęcia, które zostały wykonane przy pomniku, przed jego unicestwieniem i jedno w rok po wyburzeniu.


Pamięć bez ideologii
2 listopada 15 osobowy oddział GL "Iskra" zaskoczony w lesie k. Trzebuski próbował wyjść z niemieckiego okrążenia, zginęło 11 partyzantów, 4 wymknęło się Niemcom – miejsce upamiętnione pomnikiem w 1968 roku.

W nr. 261 (1132) Trybuny 8 listopad 1993 rok, znalazłem artykuł Ryszarda Zatorskiego pt. "Pamięć bez ideologii". Autor towarzyszy w odwiedzinach miejsc upamiętniających tamte wydarzenia ludziom, którzy brali udział lub doskonale pamiętają tamten czas. W tekście jest wspomniana sprawa zamordowanych partyzantów z oddziału "Krakus" na Porębach w Nienadówce. Więcej o tej sprawie przeczytamy w opracowaniu Martyrologia

Poniżej zdjęcia dwóch pomników upamiętniających żołnierzy GL. Dwa górne, przedstawiają pomnik na Porębach, z harcerzami jest z okresu jego powstania, drugie wykonano w 2013 roku. Na zdjęciach poniżej, widzimy pomnik w lesie pod Trzebuską. Zdjęcia zrobiłem w maju 2014 roku, a więc 21 lat po ukazaniu się artykułu w Trybunie. Pomnik być może podupadł od tamtego czasu, ale pamięć o poległych jak widać po zniczach, szarfie i kwiatach jest ciągle żywa. I chyba dobrze.



"Pamięć bez ideologii"


Omiatają pomnik-obelisk z dębowych liści, kładą wiązankę czerwonych gerber. Helena Sabik powstrzymuje kolegów przed rozwinięciem ich z celofanu. — Dłużej poleżą — argumentuje. Poprawiają kwiaty już złożone wcześniej — drobne białe chryzantemy, lekko zmrożone. Znać po nich, że były tu już w Zaduszki. Zapalają jedenaście zniczy i pochylają głowy w pokłonie. Przywołują — równo w 50 lat od bitew w lesie pod Trzebuską — nazwiska poległych gwardzistów. A także radzieckich towarzyszy walki, bowiem w oddziale Gwardii Ludowej byli także Rosjanie, którzy zbiegli z hitlerowskich łagrów i znaleźli tu schronienie.

Brak nazwisk na płycie obelisku. Franciszek Osetek trochę z przekąsem zauważa, że „to byli chłopcy ze wsi, a nie panowie oficerowie” i dlatego ich nie wyryto. Inni — bo oprócz wymienionych przyjechali tu Stanisław Sabik, Jan Dziągwa i Stanisław Niedbała z Rzeszowa oraz Antoni Puzio z Trzebowniska — przypominają zdarzenia z 3 listopada 1943 roku i przy okazji „wypełniają nazwiskami tablicę”. Z Rosjan, wiedzą, iż był tam oficer z Odessy, Sasza. Jak się zwali inni — trudno dziś dociec, zwłaszcza że dawni gwardziści, którzy pamiętali o poległych, nie brali bezpośrednio udziału w tej akurat walce. Ci, co wtedy ocaleli w trzebuskim lesie, dziś już też nie żyją.

Ale Jan Dziągwa zna bliżej zdarzenie. Jego żona Katarzyna, wówczas jeszcze narzeczona Drągówna, na godzinę przed potyczką przyniosła partyzantom posiłek. Bo wśród nich był jej ojciec Piotr Drąg. Przypomina zatem historię opowiadaną wielokrotnie przez teścia. Oddział bojowy GL „Iskra”, który znalazł się w lesie pod Trzebuską, dowodzony był przez Jana Paducha ps. „Janek”. Czekali tam na Stanisława Szybistego, komendanta IV Okręgu Krakowsko-Rzeszowskiego GL. Swojaka zresztą, bo był to chłopak z podrzeszowsklej Stobiernej. Ale już przed Dębicą gestapo penetrowało pociąg i „Staszek wyskoczył, by piechotą przez Chechły zmierzać do swoich podkomendnych”.

Owa leśna tragedia rozegrała się, jak dowodzą dziś byli gwardziści, na skutek denuncjacji gajowego. Niemcy oddział otoczyli, zaczęła się walka. „Elza", czyli Elżbieta Litwin z Głogowa, zanim zginęła przy rkm, utorowała drogę do ucieczki pięciu kolegom, w tym dwu rannym. Karabin przejęła, gdy poległ obsługujący go „Sobek” — Sebastian Przebieradło ze Stobiernej. Wśród zabitych gwardzistów, była jeszcze jedna dziewczyna — Ewa Marszał z Huciska. Zginął też jej narzeczony Józef Dworak z Przewrotnego oraz Stanisław Kobylarz z Woli Raniżowskiej i Władysław Florczykiewicz z Rzeszowa.

Na cokole pomnika - obelisku zaznaczony jest szlak niebieski. Franciszek Osetek przypomina, iż przez siedemnaście lat z rzędu w rocznicę gwardyjskich walk, szlakiem GL „Iskra" podążała młodzież, w rajdowej wędrówce spotykając się z weteranami tych walk. Tamta tradycja została ostatnio zaniechana. Posiwiali i wiekowi już weterani pamiętają jednak nadal o współtowarzyszach. Z Trzebuski podążyli jeszcze ze zniczami do Poręb Nienadowskich, gdzie polegli „Krakusi”. Przy ich grobach Szybisty z gwardzistami — zanim ich w Trzebusce Niemcy dopadli — zamierzał w pierwszą rocznicę śmierci oddać im hołd.

Droga do Poręb i z powrotem wypełnia się skojarzeniami, wspomnieniami. O ich „Iskrze” — oddziale GL, który do walki z okupantem wyruszył w marcu 1943 roku. Wcześniej już tworzone były grupy wypadowe GL. Właśnie w Stobiernej „około stu metrów od domu Staszka Szybistego”, w lesie — przypomina Antoni Puzio — składali przysięgę i wyprawieni zostali do boju. Było ich 35, w tym jeńcy radzieccy zbiegli z obozu pod Nową Dębą.

Stobiernę Niemcy specyfikowali, podobnie jak szereg innych rzeszowskich wsi, w których miała oparcie działająca tu partyzantka. Nie przeżył wojny Szybisty — zamordowany przez hitlerowców. Weterani mówią — że dobrze, iż pozostał patronem miejscowej szkoły, przed którą bojownikom wystawiono pomnik.

Dobrze też — dodają — że pomnik się ostał. Wyrażają, przekonanie, że pamięć walczących i poległych za Polskę nie będzie przesiewana przez sito ideologiczne. A przelanej krwi nie będzie się ważyć miarą przynależności partyjnej lub takiego czy innego oddziału partyzanckiego.


Okupacyjne tragedie

Kolejna opowieść z lat okupacji dotycząca zdarzeń i ludzi upamiętnionych tymi pomnikami. Ze wspomnień Walentego Pikora - Okupacyjne tragedie

(..) Późną już jesienią 1942 roku przyszło do wsi pięciu partyzantów. Wstąpili do jednej kobiety, prosząc o ogrzanie się i pożywienie. Kobieta wystraszyła się i nie wpuściła ich. Poszli do innego domu, po drugiej stronie wsi. Tam gospodarz doradził im aby poszli na Poręby. Partyzanci poszli i wstąpili do domu, gospodarza Drapały. Ten im dał coś zjeść i kazał im iść spać do stodoły. Udali się tam i oczywiście zaraz zasnęli, bo przecież niewyspani i zmęczeni byli. Ten gospodarz poszedł do mieszkającego kilkaset metrów dalej Kołodzieja i zawiadomił go, gdzie są podejrzani ludzie z broną. Kołodziej, chcąc się przysłużyć wypełniając zalecenia okupacyjne powiadomił o tym Niemców. Niemcy otoczyli stodołę i otworzyli ogień. Partyzanci się obudzili i powyskakiwali na dwór. Oczywiście wszyscy padli od kul. Przyszła okrutna kara za tę zdradę. Organizacja podziemna zajęła się tym. Zamieszanych w tę zbrodnię było trzech zdrajców. Dwóch braci Kołodziejów z Porąb i trzeci z Nienadówki.

Jednego dnia byłem w lesie za Porębami. Było to jesienią. Przygotowywałem sobie opał na zimę. Wieczorem szedłem do domu. Szedłem drogą leśną, tak zwaną linią. Linia ta przebiegała między lasem państwowym a chłopskim. Gdy byłem już blisko Porąb, zauważyłem dwóch ludzi idących w stronę Porąb. Przyśpieszyłem kroku, aby ich dogonić. Myślałem, że może to znajomi, to pójdziemy razem. Gdy doszedłem do Nich, zauważyłem, że są to ludzie zupełnie obcy. Oni mi się też przypatrzyli, lecz tak jakoś niechętnie, aż mnie to zaniepokoiło. Wyminąłem ich i poszedłem swoją drogą. Przyszedłem do domu i za chwilę, po kolacji, wyszedłem do sklepu. W sklepie już wiedzieli, że Kołodzieja na Porębach zabili. Domyśliłem się, że zrobili to Ci ludzie, których spotkałem w drodze z lasu.

Innym razem przyszło znów kilku partyzantów do drugiego Kołodzieja, też na tych Porębach. Przyszli w dzień, bo w nocy On unikał domu. Kiedy ich zauważył, ukrył się w takim schowku pod piecem, który służącym do przechowywania ziemniaków. Była tylko jedna wada tej kryjówki, było do niej jedno wejście w dodatku widoczne z izby. Tym razem uratowała go jego dziewczyna, udając, że zasłabła. Przy tym otworze rzuciła pościel, ułożyła się w niej udając chorą. Właśnie w ten sposób zasłaniając otwór, to uratowało poszukiwanego. Później był już bardziej ostrożny, udało mu się przeżyć.

Gorzej poszło sołtysowi. Do sołtysa przyszło kilku leśnych. Sołtys Kołodziej dopiero co przyszedł z Gromadzkiej Rady i opowiadał żonie, że miał niedobry sen. Trochę go to przejmowało, że nawet miał gdzie indziej nocować. Później zebrał odwagę i przyszedł do domu. Był u niego wtedy jego pomocnik. Usłyszeli pukanie do drzwi. On - sołtys - się pyta. Kto tam ? Policja ! Padła odpowiedź z za drzwi. Ale ja nie poznaję po głosie, zdążył odpowiedzieć sołtys Kołodziej. Przybysze dłużej nie czekali, wyłamali drzwi i weszli. Lampę zaraz zgasili i przy świetle latarki kieszonkowej odczytali mu wyrok śmierci. Zapytali jeszcze o tego pomocnika, sołtys Kołodziej powiedział: To mój sekretarz. Jeden z leśnych odezwał się: Komendancie, ten nic nie winien. Kazali sołtysowi uklęknąć i pomodlić się za umarłych. Sołtys Kołodziej rozpoczął modlitwę: Wieczne odpoczywanie racz im dać Panie. Wtedy usłyszał, to nie tak, módl się - wieczne odpoczywanie racz „mi” dać Panie. Kiedy skończył modlitwę jeden z Nich poświecił latarką, a drugi strzelił, wykonując wyrok śmierci.

Niedługo też potem rozegrała się kolejna tragedia w sąsiedniej wsi Trzebuska. W lesie zaraz za wsią obozowało przeszło dziesięciu partyzantów. Zauważył ich gajowy Dworak i doniósł Niemcom. Przyjechał oddział Niemców i okrążył to miejsce. Otworzyli ogień. Partyzanci się bronili, ale byli tak zaskoczeni, że wkrótce wyginęli. Jeden z Nich wyrwał się z okrążenia i uciekł do domu pod lasem. Szwaby to zauważyli i poszli za Nim, podpalili to domostwo. Tego człowieka już jednak tam nie było. Po kilku dniach przyszła kara na donosiciela. Mieszkał on w gajówce, w lesie. Przyszli do Niego w nocy wykonać wyrok. Żona gajowego Dworaka, chcąc go ratować zasłoniła go sobą, również zginęła. (..)



Bezpardonowa walka
Materiał z tygodnika kulturalno - oświatowego "Widnokrąg" z dn. 6 maj 1972r.
Zamieszczam go ze względu na wątki nienadowskie. W artykule możemy potwierdzić okoliczności aresztowania Jana Jagusiaka i jego syna Stanislawa Jagusiaka. Zamieszczam go też ze względu na opisane w nim represje jakie Ci ludzie przechodzili z rąk okupanta z którym walczyli, co przeżyły ich rodziny i jak wiele z nich zginęło. Nie zastanawiam się czy ich rodziny i towarzysze walki
mieli prawo, uczcić ich pamięć takimi miejscami, pomnikami, jak ten na Porębach czy w lesie pod Trzebuską. Oni mieli takie prawo, a nawet obowiązek. Natomiast nikt inny prawa nie ma, by te pomniki burzyć, próbując w ten sposób wymazywać fakty historyczne z naszej pamięci. Jeżeli jednak decyduje się na to, to powinien zdać sobie sprawę, że dołączył do tych, którzy przyczynili się do śmierci tych partyzantów.

BEZPARDONOWA WALKA

Trzebownisko jest podrzeszowską wsią, w której w wielu rodzinach od dawna panowały poglądy rewolucyjne. Do nich należały zwłaszcza rodziny Kogutków i Beresiów. Józef Kogutek był jednym z najczynniejszych działaczy PPR na terenie Rzeszowszczyzny. Posłuchajmy opowiadania jego matki Marii.

"Gestapo rzeszowskie poszukiwało mego syna Józefa, ale nie mogło go ująć. W związku z tym dnia 13 stycznia 1943 roku dwie furgonetki z gestapowcami przyjechały nad ranem do naszego domu. Gestapowcy zastrzelili psa, a później wpadli do mieszkania i aresztowali mnie, mego 58-letniego męża Jana, oraz czterech synów: 22-letniego Stanisława, 19-letniego Piotra, 17-letniego Kazimierza, oraz Henryka, który miał 15 lat. Zawieźli nas do piwnic gestapo w Rzeszowie i przez 5 dni przesłuchiwali. Katując nas w straszny sposób, domagali się informacji o synu Józefie i innych komunistach. Synowi Kazimierzowi złamali rękę, a Piotr był tak pobity, że przez trzy dni nie mógł się ruszać. Mnie złamali palec u ręki, oraz zmiażdżyli palce u nóg. Później zawieźli nas do więzienia sądowego w Rzeszowie i przebywaliśmy tam 6 miesięcy. Dnia 15 września 1943 roku wywieźli nas — z wyjątkiem syna Henryka, który' został zwolniony. — transportem do Pustkowa”.

Drugą miejscowością, w której wrzała podziemna praca PPR i GL, była Stobierna, w powiecie kolbuszowskim, rodzinna wieś radykalnych działaczy Szybistych i Bielendów. Nie mogąc ująć organizatora partii Stanisława Szybistego i dowódcy oddziału Iskra Józefa Bielendy, ostrze represji skierowali przeciwko ich rodzinom. Postanowili, że obie muszą zginąć. Pierwszą padła ofiarą Józefa z Szybistych, Jagusiak zamieszkała w Stobiernej. Jej mąż Józef Jagusiak tak o tym opowiada:

"Dnia 16 marca 1943 roku, kiedy spaliśmy jeszcze, ktoś zapukał do okna. Żona wstała, zaglądnęła do okna i powiedziała: "Są Niemcy" Wówczas poszedłem na strych i ukryłem się w sianie, a żona została w Izbie. Na dół zszedłem dopiero po policji i przekonałem się wówczas, że żona została aresztowana. Jak się później, dowiedziałem hitlerowcy po aresztowaniu jej poszli do domu Szybistych, gdzie wyważyli drzwi, ale nikogo w domu nie zastali. Następnie pojechali do Nienadówki i aresztowali mego brata Jana i jego syna Stanislawa. Po kilku dniach sołtys powiedział mi, że na sesji sołtysów w Rzeszowie, dowiedział się od sołtysa ze Świlczy, że żona moja na drugi dzień po aresztowaniu została zastrzelona w Świlczy. Pojechałem tam później z trumną i w nocy odkopałem grób żony, włożyłem zwłoki do trumny i zakopałem z powrotem. Po wojnie zabrałem je do Stobiernej".

Później na zmianę gestapowcy dokonywali aresztowań członków rodzin komunistów w Trzebownisku i Stobiernej. Dnia 19 marca 1943 roku w czasie obławy aresztowali między innymi 30-letniego Stanisława Beresia, brata dowódcy grupy partyzanckiej GL - Franciszka Beresia. Dnia 22 czerwca 1943 aresztowano Józefa Szybistego bliskiego krewnego Stanisława Szybistego.

Ostateczna rozprawa z rodzinami Szybistych i Bielendów odbyła się dnia 8 lipca 1943 roku, w czasie pacyfikacji przeprowadzonej w Stobiernej i w części Jasionki. Gestapo rzeszowskie razem z faszystami ukraińskimi i wojskiem otoczyło pacyfikowany teren. Punkt dowodzenia został uplasowany w Stobiernej koło cmentarza i znajdującej się tam radiostacji wojskowej. Najpierw hitlerowcy podjechali samochodami pod domy Walentego Bielendy, ojca dowódcy Iskry i Józefa Szybistego, ojca Stanisława Szybistego.

Niedługo też potem rozegrała się kolejna tragedia w sąsiedniej wsi Trzebuska. W lesie zaraz za wsią obozowało przeszło dziesięciu partyzantów. Zauważył ich gajowy Dworak i doniósł Niemcom. Przyjechał oddział Niemców i okrążył to miejsce. Otworzyli ogień. Partyzanci się bronili, ale byli tak zaskoczeni, że wkrótce wyginęli. Jeden z Nich wyrwał się z okrążenia i uciekł do domu pod lasem. Szwaby to zauważyli i poszli za Nim, podpalili to domostwo. Tego człowieka już jednak tam nie było. Po kilku dniach przyszła kara na donosiciela. Mieszkał on w gajówce, w lesie. Przyszli do Niego w nocy wykonać wyrok. Żona gajowego Dworaka, chcąc go ratować zasłoniła go sobą, również zginęła. (..) Tej nocy Józef Bielenda nie przeczuwając niebezpieczeństwa przyszedł nad ranem do domu, by się wyspać i wysuszyć, gdyż w nocy była burza. Zaledwie znalazł się w stodole, trzymając przy sobie karabin i dwa grana-ty, hitlerowcy otoczyli ją, aresztowali go i ciężko pobili. Zatrzymali również jego ojca Walentego i siostrę Władysławę, po czym wszystkich troje zabrali do punktu zbornego koło radiostacji, do którego tymczasem patrole wojskowe sprowadzały mężczyzn z poszczególnych domów. Aresztowanych umieścili hitlerowcy w jednym z baraków radiostacji.

Druga grupa policjantów hitlerowskich udała się do domu 80- letniego Józefa Szybistego, ojca Stanisława i tam po przeprowadzeniu rewizji zastrzeliła jego i jego żonę Wiktorię. Następnie aresztowała Jakuba Szybistego, stryjecznego brata Stanisława, wraz z synem Edwardem oraz jego ciotecznego brata Stefana Dębowskiego i wszystkich ich zaprowadziła również do owego baraku koło radiostacji. Następnie, w trakcie segregacji zebranych ze wsi mężczyzn wyłoniła - prawdopodobnie na podstawie identyczności nazwisk - dwóch jeszcze, nie spokrewnionych ze Stanisławem, Szybistych, a to Jana ze Stobiernej i Antoniego z Jasionki i wraz z 9 innymi mężczyznami po skatowaniu ich, zastrzeliła wszystkich koło baraku.

Do Rzeszowa zabrało gestapo tylko Józefa Bielendę i jego siostrę Władysławę. Tak więc dnia 8 lipca 1943 roku hitlerowcy rozstrzelali 6 członków rodziny Stanisława Szybistego i ojca Józefa Bielendy.

Na terenie powiatu dębickiego Polska Partia Robotnicza i Gwardia Ludowa liczyły wielu członków. W Brzeźnicy czołowym działaczem był Florian Jedynak. W Bobrowej jej organizatorami byli przedwojenni działacze frontu ludowego Klemens Trojan i Roman Bonar. Trojan za swe przekonania i działalność przebywał w okresie międzywojennym w obozie w Berezie Kartuskiej, a Bonar poznał również jako więzień smak sanacyjnego więzienia. Obydwaj pracowali w miejscowej mleczarni, kiedy jednak utworzono zręby organizacyjne partii, porzucili pracę zawodową i całkowicie rzucili się w wir walki z okupantem. Zarówno oni, jak i ich polityczni współtowarzysze: Florian Jedynak i Jan Szafrański z Zassowa wespół z Piotrem Chłędowskim ze Skrzyszowa zorganizowali oddział partyzancki GL, nawiązali z nim kontakt uczestnicząc w dokonywanych przez niego akcjach.

Dnia 28 lutego 1943 roku policjanci otoczyli znienacka dom Bonarów i aresztowali obecnych w nim ojca i żonę Romana Bonara oraz Klemensa Trojana, który właśnie przyszedł do jego domu. Romanowi udało się w ostatniej chwili zbiec. Bonarowie wywiezieni do Dębicy zostali wkrótce rozstrzelani na żydowskim cmentarzu. Także Trojan, odstawiony do Rzeszowa, został tam zamordowany.

Dnia 30 czerwca 1943 roku przyszła kolej na rodzinę Jedynaka. Gestapo dębickie pod przewodem szefa Juliusa Garblera, żandarmeria i policja kolejowa otoczyła dwa domy w Brzeźnicy, w których mieszkała rodzina żony Floriana - Szarkowie. W jednym z nich u swych rodziców Jana i Karoliny mieszkała jego żona Helena z bratem Piotrem, zaś w drugim, wraz ze swoją rodziną, brat Jedynakowej Franciszek Szarek. W trakcie przeprowadzonej w tym dniu pacyfikacji w Brzeźnicy, żona Jedynaka i wymienieni wyżej członkowie rodziny Szarków zostali zastrzeleni. Prócz nich w pacyfikacji zginęło jeszcze 9 innych osób. Jedynaka wówczas w domu nie było.

Po zlikwidowaniu rodzin dwóch działaczy podziemnych, gestapo zmobilizowało wszystkie siły, by dostać w swoje ręce także ich samych. Niestety, dało się im to wkrótce, prawdopodobnie przy pomocy konfidentów.

Dnia 7 lipca 1943 roku w nocy Bonar, Jedynak i Szafrański przyszli ukradkiem wraz ze skoczkiem radzieckim Wiktorem do mieszkającego obok domu Bonarów szwagra Romana - Stanisława Świdra. Od dwóch dni padał deszcz, wszyscy przebywając w lesie byli przemoczeni do nitki i przyszli się wysuszyć i wyspać. Świder pożyczył im suche ubrania i poszli do stajni Bonarów, gdzie przebywali przez cały następny dzień i noc. Dom Bonarów był zamknięty, gdyż i Michał Bonar się ukrywał. Tej właśnie nocy gestapo postanowiło ich zlikwidować. Oddziały policji pod dowództwem Garblera otoczyły Bobrową i poszczególne patrole rozeszły się pod ustalone wcześniej domy działaczy podziemia. Zostali aresztowani i później zastrzeleni komuniści: Bolesław Skrzypek, Jan i Michał Cholewowie i Władysław Kolis, a prócz nich dziesięcioro innych mieszkańców wsi.

Do Bonarów wybrała się osobna grupa hitlerowców. Dwóch weszło do domu Świdra, kazało sobie otworzyć dom Bonarów, przeprowadziło tam rewizję i nie znalazłszy nikogo podpaliła go. Następnie podpalili oni stajnię, na której strychu spali partyzanci, i stodołę Bonarów. Równocześnie inni hitlerowcy zaczęli ostrzeliwać strych stajni. Poszły w ruch karabiny, automaty i granaty. Stajnia paliła się coraz mocniej, języki ognia obejmowały już prawie cały dach. Ukryci na strychu partyzanci użyli również granatów, które mieli przy sobie, niestety, niewiele się już one przydały. Stanisław Świder, który w czasie akcji policji zbiegł i ukrył się u sąsiada, na podwórze Bonarów wrócił tam po odejściu Niemców.

- "Widziałem - opowiada, że w odległości około 15 metrów od stajni leżały zwłoki Jedynaka w pożyczonym ode mnie ubraniu. Pokrywę czaszki miał zupełnie odciętą kulami i mózg rozlał się po ziemi. Widocznie został on zabity w momencie, gdy uciekał z palącej się stajni. Przy płocie leżały zwłoki Szafrańskiego, a niedaleko od nich Bonara i Rosjanina Wiktora. Opowiadali mi dwaj sąsiedzi, że kiedy stajnia się zapadała, przyszli na podwórze Bonarów i wyciągnęli z niej ranionego Romana. Prosił on, by go dobić i jeden z obecnych tam policjantów kOlejowych zastrzelił go".

Policja hitlerowska wychodziła ze skóry, by schwytać dowódcę oddziału partyzanckiego GL Piotra Chłędowskiego ze Skrzyszowa. Zmobilizowała konfidentów, buszowała po wsiach, by trafić na jego ślad. Dnia 13 lipca 1943 roku przeprowadziła obławę w Brzezówce i Lubzinie, w powiecie ropczyckim, przy czym zastrzeliła 14 osób z rodzin Królów,. Wilczyńskich, Procków i Zagórskich, jednak Chłędowski był nieuchwytny. Postanowiła się zemścić na jego rodzinie. Jego żona Wiktoria, synowie Edmund i Andrzej oraz córka Wanda należeli do jego oddziału, jednak od czasu do czasu przychodzili do domu, by odwiedzić pozostałą we wsi rodzinę. Gestapo dębickie w dniu 20 lipca 1943 roku przeprowadziło w Skrzyszowie obławę zmierzającą do uchwycenia rodziny Chłędowskiego, przy czym aresztowało także szereg innych osób. Chłędowska tak opisuje martyrologię swojej rodziny:

- "Dnia 19 lipca 1943 roku wróciłam z podróży i w nocy udałam się do swego domu w Skrzyszowie, by zobaczyć się z 9-letnią córką Krystyną, 14-letnią - Elżbietą, 16-letnim synem Izydorem oraz rodzicami męża. W nocy około godziny 3 usłyszałam ujadanie psa i gdy popatrzyłam przez okno, zobaczyłam, że dom obstawiony jest przez policjantów niemieckich, wśród których poznałam szefa gestapo z Dębicy Garblera i jego zastępcę Beitlicha. Po chwili Niemcy aresztowali nas wszystkich z wyjątkiem córki Krystyny, pobili mnie i matkę męża, a następnie zawieźli mnie, Elżbietę i Izydora do szkoły w Skrzyszowie, gdzie zwozili zatrzymanych w obławie ludzi. Tam zobaczyłam, że została także aresztowana córka Wanda. Zostałam z nią skuta. Następnie zawieziono nas razem z innymi aresztowanymi do więzienia w Dębicy. Mnie z dwiema córkami zamknięto w jednej celi, a syna Izydora w drugiej. Wandę brano kilka razy do przesłuchania i gdy wracała, była potwornie zbita i cała spuchnięta. Opowiadała mi, że była wieszana na hakach. Nie mogła nic jeść i wymiotowała.

W krótki czas potem przyszli do więzienia Beitlich i żandarm Urban, wywołali z cel syna Edmunda, Antoniego Szalwę i Władysława Siekierskiego, kazali się im szybko ubrać, skuli ich i zabrali ze sobą na rozstrzelanie. Po jakimś czasie wrócili, zabrali jeszcze jakąś kobietę w ciąży i ośmiu mężczyzn i tych również rozstrzelali. Na drugi dzień po egzekucji syna, wywieziono mnie do obozu w Pustkowie. Tam od przychodzących do obozu więźniów dowiedziałam się, że także córkę Wandę gestapo rozstrzelało na cmentarzu w Dębicy, zaś syn Izydor i córka Elżbieta zostali wywiezieni do Rzeszy na roboty przymusowe jako więźniowie".


Stanisław Jaskier ze Skrzyszowa komendant oddziału Gwardii Ludowej z terenu powiatów ropczyckiego i dębickiego był dla gestapo dębickiego również nieuchwytny. Dlatego i w tym wypadku zapadła decyzja zlikwidowania jego rodziny. Najpierw aresztowano jego starego ojca Jana i dwie siostry Janinę i Kazimierę i umieszczono w obozie w Pustkowie. Później siostry zwolniono. Na jednej pryczy ze starym Jaskrem spał w baraku jego sąsiad ze Skrzyszowa Jakub Powróżek. Posłuchajmy jego opowiadania:

- "Pewnego dnia wieczorem około godziny 21 przyszedł do baraku Rapportführer Karl Czapla, kazał Jaskrowi wziąć swoje rzeczy, i pójść za nim, gdyż zostanie przeniesiony do innego obozu. Jaskier poszedł, a na drugi dzień dowiedziałem się, że w nocy został zastrzelony w bunkrze. Opowiadali mi o tym więźniowie, którzy wynosili jego zwłoki na górkę, gdzie było obozowe krematorium. Nadmieniam, że jakieś trzy dni wcześniej będąc na robotach poza obozem dowiedziałem się, że cała mieszkająca w Skrzyszowie rodzina Jaskra została aresztowana i rozstrzelana a dom ich spalony".

Te podane przykładowo krwawe ciosy wymierzone w rodziny działaczy Polskiej Partii Robotniczej, Gwardii Ludowej, nie na wiele się hitlerowcom zdały. Wprawdzie prawie zupełnie został obezwładniony podokręg dębicki, ale na pozostałym terenie trzon partii był dalej silny i coraz bardziej dawał się we znaki okupantowi.

STANISŁAW ZABIEROWSKI



Szlak bojowy "Iskra"

Materiał poniżej pochodzi z czasopisma:
Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej


„SZLAK BOJOWY” GRUPY GL „ISKRA” NA RZESZOWSZCZYŹNIE
(wzmianki o Nienadówce, tłustym drukiem)


Zgodnie z oczekiwaniami Sowietów, wiosną 1942 r. PPR zaczęła tworzyć własną organizację bojową. Zadaniem jej było odciążenie walczących z Niemcami wojsk sowieckich. Od początku przyjęto zasadę,że każdy członek PPR jest zarazem członkiem GL. Dodatkowo do szeregów tej ostatniej postanowiono przyjmować również osoby nie-związane z nowo tworzoną partią komunistyczną. Rzeszowszczyzna włączona została w struktury Obwodu Południowego GL mającego swoją siedzibę w Krakowie. Dowódcą GL tego obwodu został Roman Śliwa. Według Andrzeja Budy wyodrębniony Sztab Podokręgu GL Rzeszów powstał dopiero jesienią 1942 r. W jego skład wchodzili:
  • Zdzisław Basak – komendant
  • Antoni Puzio – szef sztabu
  • Zofia Chłandowa – szef zaopatrzenia
  • Władysław Osetek – szef informacji
W funkcjonowanie tego sztabu należy jednak bardzo mocno powątpiewać. Proces tworzenia struktur Okręgu Rzeszów-Tarnów PPR zepchnął na drugi plan organizację zrębów GL. Niewątpliwie w tym okresie najważniejsze było skupienie dawnych działaczy KPP w szeregach PPR. Wydaje się, że organizowanie GL było w tym momencie uznawane za sprawę drugorzędną. Powstanie GL i jej rozwój przebiegał bardzo opornie. Stwierdzenie to dotyczy szczególnie jednostek sztabowych, które same sobie nie potrafiły zapewnić ciągłości organizacyjnej. a co dopiero dowodzić czy choćby nawet kontrolować działalność poszczególnych terenowych grup GL. Jesienią 1942 r. w ramach struktur Podokręgu Rzeszów GL powstała grupa wypadowa „Iskra” pod dowództwem Józefa Bielendy (od jesieni 1943 r. dowodzona przez Jana Paducha). Formalnie nadzór nad nią sprawował Zdzisław Basak „Marian”. W grudniu 1942 r. na podstawie rozkazu Obwodu GL z 6 grudnia 1942 r. o organizowaniu oddziałów zbrojnych składających się z uciekających z gett Żydów, Lejb Birman stworzył z uciekinierów z getta grupę bojową. Oddział ten, pozbawiony poparcia miejscowej ludności, słabo wyszkolony i wyposażony, został bardzo szybko, bo już w połowie grudnia 1942 r., rozbity przez Niemców. Podczas kwatery w Porębach Nienadowskich grupa została otoczona, a następnie zlikwidowana. Trochę więcej światła na te wydarzenia rzuca informacja zawarta w raporcie nr 5 Obwodu Kraków z 18 stycznia 1943 r.: „Za wydanie oddziału partyzanckiego Niemcom spalono gospodarza Kołodzieja we wsi Nienadówka koło Rzeszowa. Sam przed wyrokiem śmierci zwiał”.
  • Dowództwo Obwodu, Raport nr 5, 18 I 1943 r., k. 8. E. Winiarski podaje, iż GL dokonała napadu na dom Szczepana Kołodzieja 23 XII 1942 r. Kołodziej jednak nie wpuścił napastników do domu, a nawet otworzył do nich ogień z broni palnej. GL-owcy podłożyli wówczas ogień pod jego dom i oborę.Dom przy pomocy sąsiadów udało się uratować. Po raz drugi ataku na dom Kołodzieja GL dokonała 19 V 1943 r. około godziny 11. Zastrzelono wówczas psa pilnującego obejścia, wybito okna w domu właściciela. Sam Kołodziej przez strych i dach uciekł w pole. Zamordowano wówczas żonę Kołodzieja. Po raz wtóry spalono oborę wraz z inwentarzem żywym (trzy sztuki bydła oraz koń).
Niewątpliwie w okresie wcześniejszym grupa uciekinierów z getta mocno dała się we znaki miejscowym chłopom. Taki wniosek wydaje się prawdopodobny, gdy uwzględni się sposoby zdobywania przez GL prowiantu i wyposażenia, według rozkazów Dowództwa Głównego GL. W myśl rozkazu nr 2wydanego 9 września 1942 r. GL nakazano zaopatrywać się w żywność przez konfiskaty czynione u volksdeutschów. Dodatkowo Dowództwo Główne dopuszczało, że „w wypadkach kiedy jest to konieczne, oddział przeprowadza konfiskatę u zamożniejszych mieszkańców za pokwitowaniem”. Tak sformułowany rozkaz stwarzał warunki do wielu nadużyć.Józef Bielenda w swoich zeznaniach z 1950 r. dotyczących likwidacji oddziału Birmana. podawał: „W grudniu 1942 r. do mnie osobiście jako do dowódcy »piątki« w Stobiernej przez Kogutka Józefa i Szybistego Stanisława została skierowana grupa w liczbie 7 osób pochodzących z okolic Krakowa. Przysłani zostali oni do mnie w celu wzmocnienia naszego oddziału. Po skontaktowaniu się ze mną za hasłem poprzednio umówionym na nocleg na przysiółek Poręby o 500 m od gromady Stobierna oddalonego. Jak się później okazało, zakwaterowali oni w Porębach u ob. Kołodzieja Wojciecha. W nocy Kołodziej poszedł i o tym zameldował swoim kuzynom, Kołodziejowi Jakubowi i Stanisławowi. Ostatni z kolei zameldowali na gestapo do Głogowa i jeszcze do rana przyjechało gestapo, obstawili stodołę, w której nocowali i wszystkich wystrzelali. Tamże na miejscu zostali pogrzebani później. Nazwisk ich żadnego nie znam”. Z kolei w swoich zeznaniach z 1950 r. Wojciech Szetela podał, iż oddział Birmana rozlokował się w stodole u niejakiego Drapały w Porębach Nienadowskich. O stacjonowaniu tam tej grupy dowiedział się Stanisław Kołodziej, który miał powiedzieć o tym swojemu bratu Szczepanowi. Obydwaj udali się do sołtysa gromady Nienadówka Kołodzieja, który ponoć powiadomił gestapo z Sokołowa o miejscu pobytu komunistycznej grupy. Edward Winiarski pisze, iż komuniści przebywający u Sebastiana Drapały zostali zastrzeleni przez niemiecki oddział ekspedycyjny przybyły z Jasionki.W odwecie grupa „Iskra” w marcu 1943 r. zastrzeliła sołtysa Kołodzieja oraz żonę Szczepana Kołodzieja. Wyrok na wymienione osoby wydać miał Józef Bielenda „Wierny”. Jesienią 1943 r. został zastrzelony przez GL Stanisław Kołodziej „Iskra” wsławiła się tym, iż zgładziła kilka rodzin żydowskich, rabowała okoliczną ludność, pobliskie dwory i plebanie. Jak zeznawał po wojnie jeden z przesłuchiwanych w tej sprawie,
  • Antoni Wilk: „W okresie okupacji – daty dokładnie nie pamiętam – tam jednej pory na terenie gromady Stobierna gm. Trzebownisko zostało zamordowane kilka rodzin narodowości żydowskiej, oto rodzina Sejcurów składająca się z 4-ch osób, którzy przechowywali się u Szeteli Wojciecha zam. Stobierna, rodzina Ślomów (w kolejnych protokołach przesłuchań rodzina ta występuje jako Ślemakowie – M.K.] składająca się z 4-ch osób którzy przechowywali się u Szeteli, którzy przechowywali się przez jakiś czas w domu Bielenda Józefa, a następnie u Przebieradła Kazimierza zam. Stobierna, rodzina Praeli składająca się z około 8-miu osób którzy przechowywali się u Cieśli Władysława zam. Stobierna, oraz Jankiel który się też przechowywał u Cieśli Władysława, oraz kilku innych których nie pamiętam. Sprawcami powyższych morderstw były następujące osoby, oto: Bielenda Józef s. Walentego, Szetela Wojciech s. Benedykta, Szybisty Michał s. Stanisława, Przebieradło Sebastian (nie żyje) zam. Stobierna oraz dwóch osobników mnie nieznajomych z Rzeszowa”
Jak wynika z zachowanych protokołów przesłuchań, początkowo członkowie „Iskry” Żydów umieszczali w domach, potem zaś zabijali w celu zdobycia posiadanych przez nich kosztowności i pieniędzy. Antoni Wilk w protokole przesłuchania podał: „Głównym dowódcą danej organizacji był Bielenda Józef obecnie mieszka w Rzeszowie co miał wydać rozkaz mordowania Żydów celem zabezpieczenia partyzantki przed zdradą okupanta [...]”. Okoliczności zabójstwa rodziny żydowskiej Ślemaków tak dokładniej opisał Wojciech Szetela podczas swojego przesłuchania w 1950 r.:
  • „W roku 1942 początkiem grudnia wiadomo mi, że zostali pomordowani Żydzi w stajni u PRZEBIERADŁA KAZIMIERZA zam. Stobierna pow. Rzeszów. W tym czasie tej samej nocy przyszedł do mnie do domu jego syn PRZEBIERADŁO SEBESTIAN [Sebastian] i mówił mi, że jest dwóch Żydów zamordowanych u mego ojca w stajni, żeby ja ich odwiózł do lasu gdyż miałem konia. Ja się na to nie chciałem zgodzić ponieważ mój koń był znaczny i ktoś będzie widział później będzie się pytał co ja tam przywoził ale on mnie powiedział kategorycznie, że ja to muszę zrobić bo on za końmi nie pójdzie nigdzie. Dalej on mnie proponował abym poszedł do brata po czarnego konia i udaliśmy się obydwaj do brata Szeteli Władysława, któremu mówiliśmy, aby dał konia bo jedziemy po świnię na Wysoką, lecz on nie chciał dać a później my mu powiedzieli, ze są pomordowani Żydzi w stajni PRZEBIERADŁO KAZIMIERZA i trza ich odwieźć i powiedzieliśmy mu, że musi dać, to on wówczas kazał iść zabrać konia, co ja zrobiłem zaprzęgnąłem konia i pojechałem całą furmanką pod stajnię PRZEBIERADŁO KAZIMIERZA. Dodaję, że gdy ja szedłem do brata po konia z PRZEBIERADŁO SEBASTIANEM wstąpiliśmy do niego do stajni zobaczyć pomordowanych Żydów gdyż to było po drodze. Gdy wszedłem do stajni zauważyłem GARGASA MARCELA stojącego nad Żydami zamordowanymi trzymając widły w rękach, którymi musiał mordować tychże Żydów. Ja zamordowanych nie poznałem bo byli bardzo zbroczeni krwią i gnojem a mówił mi PRZEBIERADŁO SEBESTIAN, że to są zamordowani żydzi o nazwiskach ŚLEMAKI, był to syn i matka imiona ich nie wymienił. [...] Żydzi ci byli pomordowani tępymi narzędziami”.
  • Drugi syn Ślemaków został zastrzelony w lesie przez Sebastiana Przebieradło, wraz z którym miał należeć do partyzantki komunistycznej. Jeden z członków „Iskry”, Wojciech Szetela, w swoich zeznaniach tak charakteryzował działalność grupy: „Prawda jest że w roku 1942 lub 1943 pożyczyłem konia u swego brata Władysława, konia brałem nieraz, ponieważ często chodząca grupa partyzantów a ja wraz z nimi jeździliśmy koniem do okolicznych wsi po świnie lub inne rzeczy, które potrzebne były do wyżywienia grupy znajdującej się u mnie”. Członkowie „Iskry” dokonywali także wielu napadów rabunkowych. Na przykład w gromadzie Wysoka i w Przewrotnem obrabowali majątek, w gromadzie Rakszawa obrabowali leśniczego i chłopa, w gromadach Trzeboś i Wysoka obrabowali księdza, w gromadzie Jasionka jednemu z chłopów ukradli świnię (jesień 1942 r.), w gromadzie Turza obrabowali leśniczego, w gromadzie Nienadówka pod koniec 1943 r. ukradli kolejnemu chłopu świnię i obrabowali plebanię.
  • W Przewrotnem, jak podał Szetela, był dokonany rabunek przez naszą organizację w dworze, skąd nasi członkowie organizacji wozili do domu wozami cukier,kto tam brał udział imiennie nie mogę zapodać, gdyż nie wiem, bo ja udziału nie brałem. Zdolność i wartość bojową grupy charakteryzują okoliczności napadu na terenie Trzebuski, gdzie miało się dokonać przecięcie linii telefonicznej i rozbicia taksówki niemieckiej, linia telefoniczna została przecięta a taksówka nie została rozbita z powodu tego, że Ożóg Stefan dał rozkaz iść obrabować księdza w gromadzie Trzeboś pow. Kolbuszowa
  • Trudno też za akcję bojową w pełnym tego słowa znaczeniu uznać atak na radiostację w Stobiernej – „napad gdzie przy tej radiostacji pilnowało dwóch wartowników (Polaków) z karabinami. Wypad ten miał jedynie cel zdobycia broni od tych wartowników,co zostało zrobione a co do radiostacji to ją nie uszkodzili ani ją nie zabrali”.
  • Zdobywane na drodze pospolitego bandytyzmu dobra materialne miały być według Wojciecha Szeteli zabierane do domów przez członków bandy i wykorzystywane na własne potrzeby.
  • Jeden z komunistów związanych z „Iskrą”, Michał Golema, w swoich wspomnieniach z 1959 r. napisał, że grupa ta zamordowała także kilka osób, które według wszelkich danych niesłusznie podejrzewano o współpracę z gestapo. Można z dużą dozą prawdopodobieństwa przyjąć, że osoby te były nieprzychylnie nastawione do komunistów i przeszkadzały w realizacji ich celów. Według przypuszczeń UB z 1950 r., część członków „Iskry” mogła zostać zwerbowana do współpracy przez gestapo. Osobami podejrzewanymi o to przez swoich towarzyszy byli: Sebastian Przebieradło oraz Marceli Gargas. Obydwaj w 1940 r. mieli zostać wywiezieni na roboty przymusowe do Niemiec, a następnie z nich powrócić. Potem obaj wstąpili bez żadnej procedury sprawdzającej do GL (zresztą do struktur tych przyjmowano kogo popadło). W odniesieniu do Gargasa zbierający po wojnie materiały funkcjonariusze WUBP w Rzeszowie pisali, że „podczas pacyfikacji przeprowadzonej przez Niemców był aresztowany z karabinem, za co Niemcy nic mu nie zrobili, a na drugi dzień był widziany jak jeździł samochodem z gestapowcami a nawet Niemcy zabrali jego rodzinę i razem wyjechali z terenu tutejszego.
  • Co ciekawe, obydwaj, Przebieradło i Gargas, prawdopodobnie nie przeżyli wojny. O współpracę z gestapo UB podejrzewał nawet samego Józefa Bielendę, wywiezionego przez Niemców do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. W przypadku Bielendy podejrzenia te były jednak bezpodstawne.W okresie luty – marzec 1943 r. „Iskra” przekształciła się w grupę zbrojną stacjonującą w lesie, liczącą prawie 40 osób. W lutym 1943 r. „Iskra” opanowała Głogów Małopolski (oczywiście chwilowo). Według raportu GL „oddział w sile 18 ludzi wkroczył do miasta, zlikwidował posterunek policji, zabrał 6 kb. 1 żandarma złapano na mieście,5 wracających z warty uciekło, 3 na posterunku rozbrojono. Siekierami i osią od wozu wyważono kraty, komendanta posterunku Maja aresztowano, 2 uciekło. Spalono doszczętnie gminę, pocztę, magistrat i posterunek.
  • Gestapo wyznaczyło 10 000 nagrody za udzielenie najmniejszych wskazówek co do winowajców” W tym samym miesiącu „Iskra” zniszczyła urządzenia stacyjne w Rudnej Wielkiej. Z kolei na początku marca 1943 r. rozbiła też posterunek policji granatowej w Grodzisku Dolnym. W trakcie tej akcji zginął 1 policjant.
  • Działania podejmowane w Podokręgu Rzeszów GL, m.in. przez grupę „Iskra”, w następstwie doprowadziły do krwawych pacyfikacji kilku wsi. Dwukrotnie (13–14 marca 1943 r.i 9 maja 1943 r.) Niemcy pacyfikowali Przewrotne, gdzie ogółem rozstrzelano 32 mieszkańców, a kilkudziesięciu wywieziono.
  • Wydarzenia poprzedzające pierwszą pacyfikację Przewrotnego przybliża w swoim raporcie kontrwywiad AK. Według tego raportu 12 marca 1943 r. „Iskra” w sile 50–60 osób pojawiła się w okolicy Medyni Łańcuckiej. W nocy ostrzelała ona nadleśnictwo niemieckie w Mazurach, w związku z czym stacjonujące w Górnie oddziały niemieckie wyjechały w stronę Raniżowa w poszukiwaniu napastników. 13 marca„Iskra” obrabowała folwark właściciela majątku w Przewrotnem Politańskiego. Kilka dni później, 20 marca 1943 r., o godz. 20.00 Niemcy otrzymali informacje o przesuwaniu się „Iskry” z rejonu Huciska w stronę szosy Sokołów–Kolbuszowa, jednak i wówczas nie udało się im natrafić na grupę. Ukoronowaniem tego rajdu bojowego „Iskry” była akcja dokonana 21 marca 1943 r. na drodze z Sokołowa do Raniżowa. W lesie GL-owcy zatrzymali jadącego tą drogą kontrolera mleka Stasiaka. Po zrewidowaniu go ukradziono mu zegarek, zamierzano ukraść buty, lecz wówczas nadjechało 6 policjantów granatowych. Ci jednak poddali się bez walki. Zabrano im broń, rowery i buty. Wygląd gwardzistów i ich kolejne działania ilustruje następująca część raportu AK: „Trzech przebrało się w mundury zabrane policji i pojechali rowerami do gajówki Bełzy (Volksdeutsch), zabrali mu kb. i dubeltówkę, zaś samego Bełzę wyprowadzono do lasu i tam mieli go rozstrzelać. W drodze Bełza uciekł im do domu, ale w drzwiach został postrzelony dwukrotnie. Z wywiadu prowadzonego ze Stasiakiem dowiedziano się: umundurowani byli w granatowe mundury na które nałożone mieli drelichy zielonego koloru lub tylko cywilne ubrania. Uzbrojeni w kbk. Obficie w broń krótką i granaty. Na głowach hełmy polskie, bolszewickie, niemieckie i angielskie. Towarzystwo to jest międzynarodowe. Polacy, Ukraińcy i Niemcy dezerterzy [...]”. Raport informuje też o losie trzech rozbrojonych wówczas policjantów, którzy powrócili na posterunek (trzech kolejnych tego nie uczyniło). Zostali oni aresztowani przez Niemców i osadzeni w więzieniu na zamku w Rzeszowie.
  • Brak poparcia społecznego dla działań „Iskry” i jej bandycki charakter sprawił, że została szybko rozwiązana i ponownie stała się jedynie grupą wypadową.
  • Odpowiedzią Niemców na działania komunistycznej partyzantki były pacyfikacje wsi.5 czerwca 1943 r. w Trzebosi zamordowano 2 mieszkańców tej wsi oraz 8 osób ukrywających się w pobliskim lesie.
  • Z kolei 21 i 23 czerwca 1943 r. SS wspólnie z Wehrmachtem spacyfikowały Nienadówkę w gminie Sokołów Małopolski, zabijając 8 osób i wywożąc do obozu w Pustkowie ok. 30 mieszkańców wsi (przeżyło zaledwie 4).
  • Do szeregu akcji odwetowych spowodowanych działalnością „Iskry” zaliczyć również trzeba pacyfikację wsi: Zwięczycy (dwukrotnie: 8 i 12 czerwca 1943 r.), Stobiernej (8 lipca 1943 r.), Staniszewskich w gminie Raniżów (13 lipca 1943 r). W Stobiernej Niemcy zastrzelili 10 osób, a 2 spalili,puszczając z dymem 10 gospodarstw. Wśród zamordowanych było 5 osób z rodziny Szybistych. W Staniszewskich zgładzili 10 osób. Niemcy dokonali 12 czerwca 1943 r. pacyfikacji Huciska, zabijając 27 osób, w tym 14 członków PPR i GL, oraz paląc 16 gospodarstw.
  • Komendę nad „Iskrą” po aresztowaniu Bielendy objął Jan Paduch, który kontynuował rabunkową działalność grupy z okresu poprzedniego. Ponownie przekształcił też „Iskrę” z grupy wypadowej w „leśną”. Paduch ze swoimi ludźmi dwukrotnie obrabował dwór Tyszkiewiczów w Weryni. W październiku 1943 r. jego łupem padła żywność, maszyna do pisania i wartościowe przedmioty należące do mieszkańców dworu. Ludzie Paducha zniszczyli też kontyngent zboża liczący 5 ton, zabrali także 7600 zł, bieliznę, 2 wieprze oraz aparat fotograficzny.
  • Jedyną akcją zbrojną „Iskry” przeciw Niemcom była potyczka w Raniżowie 10 października 1943 r. Przy czym, jak pisze Józef Garas: „Po pierwszej wymianie strzałów nieprzyjaciel wycofał się”. 3 listopada 1943 r. „Iskra” została przez Niemców rozbita w lasach koło Trzebuski. Zginęło wówczas 10 gwardzistów. Wśród ocalałych był Jan Paduch (został przez Niemców postrzelony w nos) oraz Piotr Drąg i Kazimierz Kloc. W odwecie niedobitki oddziału zamordowały, jako odpowiedzialnych za wsypanie miejsca postoju grupy, leśniczego zamieszkałego w Hucisku i jednego gajowego.
  • Działalność GL, a ściślej grupy Józefa Bielendy, zainteresowała po wojnie funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa. Prowadzący sprawę Bielendy por. Łukasz Kuźmicz 18 maja1950 r. stwierdzał: „Przez cały czas istnienia Gwardii Ludowej na terenie pow. Rzeszów, Kolbuszowa, Łańcut i innych były na wszystkie grupy dokonywane obławy przez gestapo,a nie ruszano natomiast grupy Bielendy. Z tego wynika że grupa Bielendy poprzez kontakt z innymi rozpracowywała je, a już po rozpracowaniu i przeważającym zlikwidowaniu grupa Bielendy na rozkaz Niemców wymordowała wszystkich Żydów ukrywających się obok Stobiernej”.
  • Według por. Kuźmicza grupa Bielendy została przez Niemców zniszczona, gdyż agentura tkwiąca wewnątrz niej nie miała już kogo rozpracowywać. Kuźmicz stwierdzał również, że przez cały okres swojego istnienia grupa „nie zabiła ani jednego Niemca”, i że„była sterowana przez agentów gestapo”.
  • Tezy stawiane przez Kuźmicza z pewnością są bardzo dyskusyjne, aczkolwiek skazanie Józefa Bielendy na karę śmierci w 1950 r. przez komunistyczny sąd świadczy o tym, że nawet komuniści bardzo krytycznie oceniali działalność bojową „Iskry”. Oczywiście zupełnie inną sprawą, dotyczącą funkcjonowania sądownictwa w okresie stalinizmu, jest późniejsze uniewinnienie Bielendy, podyktowane jego koneksjami rodzinnymi.

wikipedia Gwardia Ludowa

opr. Bogusław Stępień


About | Privacy Policy | Sitemap
Copyright © Bogusław Stępień - 08/05/2013