Poniżej przedstawię historię jeńca NKWD, żołnierza zamordowanego bestialsko w Nienadówce. Musiało minąć sporo lat, by ta historia znów ujrzała światło dzienne. Pomijam nazwisko
człowieka, który to nam opowiedział, miał wtedy kilkanaście lat i był naocznym świadkiem tego okrucieństwa NKWD, ale i też niejednoznacznej postawy mieszkańców wsi. Jak wynika z
jego opowiadania ta historia musiała wydarzyć się gdzieś pod koniec 1944 roku, bądź na początku 1945. Sowieci w Nienadówce i Trzebusce byli już od sierpnia 1944, front zatrzymał
się. Jeńcami mogli być, dezerterzy sowieccy, niedobitki niemieckiej armii, być może członkowie UPA, która prowadziła działania wojenne na wschodnich terenach Polski. Nie można też
wykluczyć, że wśród prowadzonych jeńców mogli tez być żołnierze polskiego podziemia z terenów wschodnich. Wszyscy oni trafiali do obozu obóz NKWD umiejscowionego na tyłach frontu
w lesie pomiędzy Turzą a Trzebuską. Naoczni świadkowie wspominali:
Pełno tu było nie tylko radzieckich żołnierzy różnych nacji (Ukraińcy, Białorusini, Litwini,
Łotysze, Rosjanie, ale nawet Gruzini i Azerbejdżanie), których jedyną winą był np. odruch paniki lub strachu na polu walki, albo zwyczajny błąd w sztuce wojennej. Sporo też było w
obozie Polaków, głównie żołnierzy Armii Krajowej.
* * * * *
Po wyzwoleniu Polski centralnej zimową porą wieczorem, oddział żołnierzy sowieckich prowadził drogą przez Nienadówkę od strony Trzebosi, grupę jeńców. Grupa jeńców była spora,
liczyła około 200 osób w mundurach niemieckich i rosyjskich. Po dotarciu do centrum wsi ulokowano ich w budynku mleczarni i w części budynku starej szkoły.
Nazajutrz rano kilku żołnierzy rosyjskich prowadziło przez podwórko Honoraty Walickiej, trzech jeńców, byli oni w samej bieliźnie. Jeńcy szli na śmierć. Skazani byli prowadzeni do
niewielkiego lasku, rosnącego niedaleko zabudowań od strony południowej. Jeden z konwojujących strzelił do prowadzonego jeńca, trafił go jednak tylko w ramię. Ranny zaczął
uciekać, konwojujący chciał strzelić do niego powtórnie, ale w tym momencie broń się zacięła. Strzelający dogonił rannego i bił go kolbą karabinu po głowie, aż tamten przestał się
ruszać. Pozostałym dwóm prowadzonym wyrok jakby odroczono, oprawcy nie mieli go czym wykonać. Jeńców zabrano z powrotem do budynku mleczarni.
W ten sam dzień, około 11 przed południem, sowieci poprowadzili pozostałych jeńców w kierunku Trzebuski. Podobno zamordowano ich wszystkich w turzańskim lesie.
Powróćmy do jeńca, który został zatłuczony kolbą karabinu w niewielkim lasku. Pół godziny po odejściu oprawców, ranny jeniec, ociekający krwią zaczął dobijać się do drzwi domu
domu Ożoga, ale mu tam nie otworzyli. Następnie poszedł do domu Chmiela (był grabarzem), tam też drzwi pozostały zamknięte na głucho. W końcu dotarł do domu Wawrzyńca Wosia, tu
drzwi nie były zamknięte, wszedł więc do środka. Ranny jęczał z bólu, zbiegli się zwołani sąsiedzi, radzono co robić w zaistniałej sytuacji. W końcu uzgodniono, że ranny i tak nie
ma szans na przeżycie i trzeba zgłosić tę sprawę do "ruskich". Tak też zrobiono. Po chwili przyszedł żołnierz rosyjski, zabrał rannego na pole i tam go zastrzelił.
Wojciech Krzanowski i Wojciech Ożóg zbili trumnę z prostych desek, złożyli w niej ciało zabitego i wraz z grabarzem Chmielem pochowali go na miejscowym cmentarzu, gdzieś "na
wale".
* * * * *
"mleczarnia" - budynek w centrum wsi, dziś m.in. Bank, biblioteka,PUB Piwnica.
"stara szkoła - naprzeciw kościoła.
"na wale" - miejsce gdzie chowano samobójców, przy samym płocie.
Pewno wielu uzna, że takie historie powinny być przemilczane, powinny odejść wraz z tymi, których dotyczą. Opowiedziana historia może się nie spodobać np. ze względu na to, że
ówcześni mieszkańcy nie umieli lub nie chcieli pomóc temu rannemu. Trudno dziś tłumaczyć ich zachowanie, może się po prostu bali. Ruskimi straszono ich od zawsze, NKWD szalało po
wsiach. Nie nam też osądzać zachowania ludzi z tamtych czasów, bo nikt tak naprawdę nie wie jak postąpiłby sam w podobnej sytuacji.
W opowiadaniu jest jeszcze jeden ciekawy szczegół, wszystkich jeńców poprowadzono w stronę Trzebuski, miano ich zlikwidować w lesie turzańskim. Czy miejsce zwane "Mały
Katyń" jest również spoczynkiem jeńców, którzy w zimowy wieczór zatrzymali się na krótką chwilę w Nienadówce ?
|
Write a comment